WŁAŚNIE DOJRZEWAŁY GRUSZKI - dziewczynka cudem ocalona z sądeckiego getta

Nie wiele jest relacji, które dokumentują Zagładę sądeckich Żydów. W ostatnim czasie dotarliśmy do niezwykłego świadectwa dziecka. Siedmioletnia Jadzia widziała likwidację getta, a obrazki z 23 sierpnia 1942 r. na zawsze wryły się w jej pamięć.

Urodziła się w Krakowie w 1935 r. Jej mama Miłka Fiszbain zakochała się w polskim żołnierzu z kresów, kapitanie Tadeuszu Tokarzu. Nie wiele wiemy na jego temat, zaginął w czasie kampanii wrześniowej.

W okresie okupacji rodzina przeniosła się do Nowego Sącza. Mała Jadwisia wspominała pierwsze dni wojny: Pamiętam dobrze moment wkroczenia wojsk niemieckich. Stałyśmy z Mamą na Rynku: roznosił się ryk silników i warkot motorów, jechali od mostu Heleńskiego ulicą Jagiellońską. To był pierwszy w moim życiu strach. Łzy w oczach Mamusi i mocny uścisk ręki uświadomiły mi grozę sytuacji – wspominała Pani Fiszbain. Zaznaczyła, że to traumatyczne wspomnienie towarzyszyło jej przez całe życie.

Początkowo zamieszkały w kolonii kolejowej u znajomej rodziny. Z dnia na dzień wzrastał niemiecki terror. Kiedy Niemcy jak oszaleli urządzali łapanki, one chowały się w kurniku. W 1940 r. siłą przeniesiono je do getta, zamieszkały na ul. Kraszewskiego 12. Dom już dziś nie istnieje. Mama, która uciekła z Krakowa nie zabrała nic, a w tych ciężkich czasach handel był podstawą przetrwania. Miałam zaledwie pięć lat, ale dobrze pamiętam, że było bardzo zimno i głodno - wspominała. Kobiecie z dzieckiem pomogli Państwo Gottmanowie. Małka Fiszbain weszła ponadto w kontakty z Państwem Kozaczkami. Pani doktorowa przekazywała jej lekarstwa do getta, co uratowało wiele osób od niechybnej śmierci. Niemcy likwidowali chorych, ich zdaniem bezużytecznych.

W 1942 r. (musiało to być wczesną jesienią, bo właśnie dojrzewały gruszki) nastąpiła likwidacja getta – wspominała Pani Jadwiga. Opisuje, że Żydów pędzono jak bydło, strzelano do nich jak do kaczek. Ludzkie życie było tyle warte co nic… Z jej relacji wynika, że przeszła z matką selekcję i została skierowana do wagonów. Ich cel był jeden: komory gazowe w Bełżcu. Marsz śmierci podążał w kierunku dworca: konwojenci jechali na motocyklach, z tyłu podążał samochód z policją granatową, a dalej jacyś ludzie, pewnie także Żydzi, którzy zbierali ciała zabitych. Kiedy tak wędrowały Małka nagle padła na bruk, chwyciła córeczkę i kazała jej leżeć cichutko. Marsz przeszedł, a one czołgały się chaszczami aż w stronę cmentarza ewangelickiego, w stronę Wólek. Po latach Małka powiedziała już dorosłej Jadwidze, że nie chciała się ratować. Zależało jej żeby umarły razem, żeby przed śmiercią nich ich nie rozłączył… Wiedziała, że jak uciekną, to Niemcy je zobaczą i zastrzelą. Chodziło przecież o sposób  umierania…

Potem nastąpiła wędrówka szlakiem sądeckich Sprawiedliwych, bohaterów, którzy w tym nieludzkim czasie przygarnęli Małkę z małą Jadwisią. Najpierw państwo Anna i Antoni Ptaszkowscy z ulicy Kunegundy 20. Zamieszkał tam już wcześniej ich wujek Sam Fiszbain. Następnie przeniosły się na ulicę Poprzeczną (Sikorskiego) 25, gdzie przechowywali ich Janina i Józef Mazurkowie. Następnie przeniosły się do profesora Gessinga na ul. Kołłątaja 29. Dlaczego tak często się przeprowadzały? Jadwiga wspomina, że nie miała dobrego wyglądu, jej rysy i czarne kręcone włosy, zdradzały jej pochodzenie. Ukrywano mnie w przeróżnych, najbardziej nie przewidzianych miejscach: w ulu i w piecu do pieczenia chleba, w zaścielonym i przykrytym kapą łóżku, po piwnicach, w ogródkach i w kopach siana. Sześć tygodni spędziłam pod ziemią, w wykopanych specjalnie dla mnie w ogródku schowku, na którym ustawiono ul. Jakiś czas ukrywała mnie i uczyła Helena Mossoczy, zakonnica z klasztory przy ul. Świętego Ducha. Potem Matka przeniosła ją do młyna klarysek w Starym Sączu, gdzie przetrwała dzięki Państwu Michalakom. Kiedy Niemcy dokonywali kontroli w klasztorze, zakonnice chowały dziewczynki w grobowcach. Widać nie tylko Jadwiga ukrywała się w starosądeckim konwencie.

Pod koniec wojny, już na fałszywych dokumentach przebywały w Chabówce. Tam doczekały wolności. Jak się okazało tylko ona i Mama przeżyły wojnę. Niestety odbiło się to na ich zdrowiu. Nic nie jest w stanie oddać ogromu cierpień, jakie stały się naszym udziałem które  ciążą na nas do dziś dnia – pisała w 1993 r. Pani Jadwiga.

***

Mimo usilnych poszukiwań nie udało nam się ustalić losów Pani Jadwigi. Historia być może jedynego dziecka, które przeżyło selekcję ciągle czeka na zakończenie.

 

Łukasz Połomski