TUSIA Z NAWOJOWSKIEJ - wspomnienie o Tusi Englander (1925-2019)

Pani Tusia Englander zmarła w 2019 r. w Izraelu. Jej życie, tak jak losy innych ocalonych z Holokaustu wiąże się ze smutną historią wojenną, ale też radosnymi momentami po 1945 r.

Urodziła się w 1925 r. przy ul. Nawojowskiej w domu kupca Grossa. Jak wspominała jej dom stał przy głównej drodze, natomiast wokół były pola uprawne. Z relacji wynika, że z rodziną mieszkała blisko ul. Grunwaldzkiej. Zamykam oczy i widzę to miejsce. Kwitną jabłonie, pachnie trawa – wspominała swoją małą ojczyznę. Grossowie zajmowali się drobnych handlem. Mała Tusia do szkoły uczęszczała „do miasta”, jak się wówczas mówiło o starówce. Tam zapewne nauczyła się pięknej polszczyzny, którą bezbłędnie władała do ostatnich dni.

Wie Pan, ja z nikim nie rozmawiam po polsku. Pewnie już zupełnie zapomniałam słowa – mówiła bardzo skromnie i cieszyła się na każdy telefon z Sącza. Dopytywała, czy na pewno rozumiem wszystko o czym mówi. Niejeden młody człowiek mógłby się zawstydzić przy jej elokwencji. Potrafiła nawet wymieniać tytuły książek, które przed wojną czytała!

Sielankowe życie na sądeckim przedmieściu przerwała wojna. Grossowie mieszkali przy głównej drodze, toteż obserwowali wrześniową wędrówkę ludów. Postanowili do niej dołączyć. Byli przerażeni opowieściami uciekinierów. Wyjechali na tereny dzisiejszej Ukrainy, gdzie 17 września wkroczyła Armia Czerwona. Część z rodziny została w Nowym Sączu. Niestety nikt z nich nie przeżył. Los rodziny Tusi również był nieciekawy. Z racji, że odmówili przyjęcia radzieckiego obywatelstwa znaleźli się w ZSRR, na Syberii. Praca była ciężka, do tego głód. Długo by o tym mówić – wspominała pani Engladner.

Jest w tej historii jednak światełko. Poznaliśmy się w Rosji – zdradza nowosądeczanka, która zaczyna opowieść o Cwi Englanderze, swoim przyszłym mężu. Jego historia również była tragiczna. Mąż jeszcze tego nie wiedział, ale ocalał jako jedyny z rodziny – opowiadała o nim Tusia tuż po jego śmierci. To było niezwykłe małżeństwo – sądeczanie pobrali się i założyli rodzinę w Izraelu. Obydwoje pracowali w ubezpieczeniach.

Do Polski wrócili zaraz po upadku komunizmu. Kiedy wyrzucono ich sprzed dawnego mieszkania Englanderów – jak przyznała Tusia – więcej o powrocie nie chciała myśleć. Widziała rzeczy swojej rodziny, które używali sąsiedzi. Do tego niepamięć, olbrzymia niepamięć. W czasie wojny straciła wielu członków rodziny, przyjaciół i koleżanki. Nikt o nich nie pamiętał.

Wiara wróciła do niej po naszym telefonie. Nie mogła uwierzyć, że ktoś w jej rodzinnym i kochanym Sączu pamięta o Holokauście. Starała się nam przekazać jak najwięcej, żebyśmy pamiętali, nie zapomnieli. Otwierały się przed nią dawne historie. Jedna z nich dotyczyła Rachelki Engländer, siostry męża, która została zamordowana w czasie Zagłady. To była piękna dziewczynka. Miała 14 lat, takie piękne blond loczki – opowiadała żona Cwi. W słuchawce zapada cisza: Jak wróciliśmy do Polski, to myśleliśmy, że przeżyła, że ktoś ją schował. Myliliśmy się. Miała przed sobą całe życie. Ile było takich historii? – pytała.

W Izraelu spotykała się z Sądeczanami, próbowała podtrzymywać dawne znajomości i relacje. Rana, którą zadano jej w czasie wizyty w pokomunistycznym Sączu powoli się zagoiła. Pani Tusia chciała śledzić nasze uroczystości, wydarzenia. Byliśmy w stałym kontakcie.

Zawsze obawiam się tego momentu, że zadzwonię do moich starszych przyjaciół w Izraelu i już nikt nie podniesie słuchawki. Może usłyszę inny głos. Zawsze powtarzają mi, że jak nie odbiorą to znaczy, że już ich nie ma. I tak było tym razem...

Pozostajemy pełni wdzięczności dla Tusi Englander, za wiedzę i opowieści, za odkrywanie pamięci.

 

Łukasz Połomski

 

 

Tusia Englander z domu Gross (1925-2019). Tusia Englander z domu Gross (1925-2019).