"TO JUŻ WOJNA!" - Nowy Sącz w pierwszych dniach września 1939 r.

Na początku września w Nowym Sączu panował olbrzymi chaos. 1 września, w piątek rozpoczęła się II wojna światowa. Nikt, nawet w najczarniejszych snach, nie przypuszczał, że będzie gorsza od poprzedniej.

Tak początek wojny wspominał Markus Lustig: Już w piątek było słychać alarm. Zaczął wyć dokładnie wtedy, gdy skręciłem na ulicę Jagiellońską. Przestraszyłem się, poczułem walenie serca i szybko wszedłem do jednego z domów. Wraz z innymi przerażonymi ludźmi  stałem obok wejścia i czekaliśmy aż do odwołania alarmu. Dzieci próbowały mimo chaosu dostać się do szkoły. Irena Zielińska wspominała, jak przyszła do 1 klasy SP w Ciuciubabce. Usłyszała od nauczycieli, że nauki nie będzie i wróciła do domu.

1 września do Nowego Sącza, na cotygodniowy targ przyjechali chłopi. Kiedy dowiedzieli się o wybuchu wojny, próbowali zawracać furmankami. Doprowadziło to do paraliżu komunikacyjnego – jedni chcieli jechać do domów, inni uciekali, a z zachodu przybywały rzesze uciekinierów. Wówczas tylko Żydzi masowo wykupywali jaja, masło, zboże, warzywa a także owoce. Być może przewidywali nadchodzące ciężkie czasy. Ruch zaczął się też w koszarach, panowała dezorganizacja. Na furmanki ładowano eksponaty z muzeum 1 PSP. Jan Krokowski wspominał, kapitana Czerwińskiego, który wybiegł na dziedziniec koszar: obserwował przez kilka chwil widniejący w wstającym dniu na nieboskłonie punkt i powiedział: „to już wojna, niemiecki samolot”.

Świetnie patriotyczne nastroje społeczne oddał Krokowski: Gdzieś około 8 rano kpt. Czerwiński z pewnym wzruszeniem podziękował nam za służbę i rozkazał, abyśmy rozeszli się do domów. Nie wiem już w tej chwili, kto z nas powiedział, że wszyscy zostajemy w Pułku, że zgłaszamy się na ochotnika do wojska. Staliśmy wyprężeni w harcerskich mundurkach przed tym dzielnym oficerem, który zginął od kul niemieckich czołgów gdzieś pod Sanokiem i patrzyliśmy Mu w oczy. Zrozumiał naszą decyzję i może pomyślał o swojej młodości i o tym, jak to historia się powtarza. Ucałował nas wszystkich, podał rękę i rozkazał, aby iść przemundurować się (…)Do dziś dniu pamiętam pełną bólu, ale jakąś dziwnie· spo­kojną, zapłakaną twarz matki, która żegnała już drugiego syna udającego się na wojnę i łzy ojca, trzymającego mnie w ramio­nach, mnie żołnierza - a jeszcze wczoraj ucznia i harcerza. Taki sam los spotkał wielu sądeczan, którzy poszli walczyć na fronty kampanii wrześniowej.

Ludzie po wybuchu wojny masowo pakowali się i wyjeżdżali na wschód. Nikt nie przypuszczał, że wojna potrwa długo. Uważano, że Wojsku Polskiemu wystarczy ledwie kilka tygodni, żeby odrzucić atak niemiecki. O tej tymczasowości opowiadał Milek Knebel, syn winiarza z ul. Wałowej. Doskonale pamiętał pierwsze dni wojny. Głowa rodziny, Mojżesz, nie przewidywał długiego pobytu poza miastem, był przekonany, że wojna potrwa kilka tygodni i wróci z rodziną do swojego domu. Nie zabierał ze sobą wiele rzeczy, pozostawił swoją winiarnię, tak jakby miał do niej wkrótce wrócić. Na miejscu pozostały piękne meble i pamiątki rodzinne. W mieszkaniu pojawił się kolejny raz dopiero w 1945 roku. Taki los spotkał także dziesiątki innych rodzin – bez względu na pochodzenie, czy wyznawaną religię.

Salomon Lehrer wspominał dramat rabina sądeckiego. Przed masową ucieczką był wyrocznią dla wielu Żydów, którzy pytali się go czy mają wyjechać. Zeew Mordechai Halberstam wydawał się przerośnięty sytuacją. Krzyczał: Nie wiem! Róbcie co uważacie za dobre. Skutki ucieczki były różne dla Żydów. Jesienią 1939 r. w żydowskiej dzielnicy mówiło się o 600 sądeckich Żydach zamordowanych przez Niemców w Przemyślu. Także w Dynowie mieli zostać spaleni znaczący Żydzi z Sącza.

W czasie pierwszych dni września 1939 r. sądeckie uciekinierom pomagało PCK. W swojej siedzibie przy ul. Jagiellońskiej 56 zorganizowało pomoc dla potrzebujących. Kierował nią dr Stanisław Wąsowicz. Uruchomiono tutaj kuchnię i herbaciarnię, gdzie pracowały studentki oraz harcerki.  W PCK działały min. Jadwiga Wolska, Maria Ritter i inne sądeckie „matki miłosierdzia”. W wrześniu 1939 r. powołano do wojska mjr dr Foltyńskiego- dyrektora PCK. Jego następcą, po długiej przerwie został dr Adam Kozaczka, następnie prof. J. Piotrowski.

Nowy Sącz miał być broniony przez żołnierzy 1 PSP. 6 kompania II batalionu, którą dowodził kpt. Włodzimierz Winiarski chroniła połnocno-zachodnią część Sącza (Przetakówka) i zabezpieczała drogę od Wilczysk i Grybowa. 4 kompania II batalionu dowodzona przez por. Mikojała Macha miała bronić terenu od ujścia Kamienicy do Dunajca, aż po Park Jordana. Na tym odcinku znalazły się strategiczne punkty: most kolejowy i heleński. Ten drugi został zabarykadowany i podminowany. Na przeprawie ustawiono armaty. Kolejne odziały broniły innych części miasta, jak jednostka kpt. Dietricha (w stronę Biegonic). Batalion por. Wołoszyna przeszedł jakby uroczyście prze Rynek i miasto, minął całe Piekło i ulokował się na górze cmentarza gołąbkowickiego. Ustawiono tam karabiny maszynowe.               

W sobotę, 2 września, poszedłem z ciekawości do centrum miasta. Zobaczyłem oddział Wojska Polskiego, maszerujący na zachód. Przypomniałem sobie, że jeszcze przed wybuchem wojny widziałem, jak władze zabierały obywatelom wozy i konie. Państwo chciało zorganizować dostawy dla wojska – wspominał Markus. Tego dnia samolot ostrzelał ul. Jagiellońską i dworzec kolejowy w Nowym Sączu. Zginęli tam Jan Biel i Stanisław Woźniak. Z miasta ewakuowani na wschód zostali rezerwiści i jednostki wojskowe. Nowy Sącz opuścił też Inspektorat Szkolny. W kierunku Tarnowa, wywieziono z więzienia zaaresztowanych młodych hitlerowców, którzy 8 września zostali zabici w okolicy Baranowa Sandomierskiego.

W kolejnych dniach przez miasto ciągnęły tłumy uciekających przed hitlerowcami. Potrzebujących wspomagało lokalne PCK, harcerze i Komitety Dzielnicowe. Wszyscy stanęli na wysokości zadania. Także zwykli mieszkańcy dzielili się z uciekinierami najbardziej potrzebnymi towarami, jak chlebem czy wodą. Przy okazji uciekinierzy opowiadali o niemieckich zbrodniach. Panika rosła. Markus Listig pisał: W niedzielę, 3 września, znowu kręciłem się po mieście. Widziałem dużo ludzi objuczonych teczkami lub jadących na wozach w stronę Jagiellońskiej, do wielkich składów tytoniu i papierosów. Podążyłem za nimi i zobaczyłem, że każdy z nich zabierał, co mógł, ze składów towarowych.

W poniedziałek,  4 września, poszedłem w kierunku Dunajca, w stronę mostu na Helenie. Widziałem kilku polskich oficerów, przygotowujących linię frontu dla miasta, i żołnierzy niosących gołębie pocztowe. Widziałem ludzi przekraczających most, a to piechotą, a to na wozach, biegnących z zachodu na wschód. Nie wszystko było dla mnie zupełnie zrozumiałe.

We wtorek, 5 września, część Żydów zaczęła opuszczać miasto, także na wschód, pociągami, które wciąż jeździły. Kto miał szczęście dostać się do pociągu, ten pojechał, ten, komu się nie udało, uciekał piechotą lub konnym wozem. Wielu Żydów z Nowego Sącza opuściło miasto w ostatniej chwili a wraz z nimi także wielu moich wujów. Miasto prawie zupełnie opustoszało. Rankiem przeszedłem się obok wylotu ulicy Lwowskiej. Zobaczyłem polskiego policjanta, który stał i rozdzielał wśród uciekinierów papierosy i tytoń różnego rodzaju. Wszystko miał w wielkiej skrzyni pełnej mniejszych pudełek. Znowu zaczęły grzmieć w oddali strzały armatnie. Nasz dom stał niedaleko frontu i dostaliśmy instrukcję: „Macie opuścić dom po obiedzie”. Tego dnia ewakuowano z miasta także urzędników. 5 września Niemcy z 2 Dywizji Górskiej zajęli Stary Sącz bez walki. W obliczu narastającej paniki planowano wysadzić most heleński, który był zaminowany. Rada Miasta przekonała jednak dowódców obrony Nowego Sącza, że ten manewr pozbawi mieszkańców wody pitnej – pod konstrukcją przeprawy znajdował się wodociąg. Oznaczałoby to dla Nowego Sącza katastrofę sanitarną.

Jak pisał kpt. Wegorek wieczorem 5 września Nowy Sącz był zawalony wojskiem. Ewakuowana została poczta (do Stanisławowa), a droga w stronę Grybowa była niemal nieprzejezdna. Z Nowego Sącza, do Stanisławowa koleją wywieziono także sprzęt z warsztatów kolejowych. Porządku próbowała pilnować policja, ale nie zawsze się to udawało. Ludzie rabowali co mogli, a przerażeni ludzie zamykali się przed sąsiadami. Tymczasem wojna z perspektywy Niemców toczyła się spokojnie. Tak 5 września niemiecki kawalerzysta opisywał Stary Sącz: Prawdziwie polskie miasto. Małe brudne domy, kilka ulic, wszędzie Żydzi. Nie widziałem jeszcze szyldu sklepowego, na którym byłoby aryjskie nazwisko. Mieszkańcy stoją na drogach i nie wydają nam się wcale wrodzy. Wielu podnosi nawet rękę w niemieckim pozdrowieniu – pisał niemiecki żołnierz. Tymczasem ze Starego Sącza docierały niepokojące historię: zebrano mieszkańców na Rynku i ostrzeżono przed jakimikolwiek formami oporu, które były zagrożone najbardziej surowymi karami. Mężczyzn zamknięto na dzień w stodole, tak aby zastraszyć ludność.

Po pośpiesznym posiłku dotarliśmy do domu rodziny Żupnik w centrum miasta. Rozgościliśmy się u nich. Wieczorem wojsko niemieckie ostrzelało miasto z armat a my wszyscy zostaliśmy zmuszeni zejść do piwnicy. Całą noc strzelano, nawet nie mogliśmy zmrużyć oka. O piątej rano ucichły strzały armatnie, ale do piwnicy dochodziły odgłosy pojazdów sunących ulicami – tak wieczór 5 września opisywał Lustig. Wówczas rozpoczynały się walki w rejonie osiedla Helena. Oddziały zwiadowcze Niemców zostały ostrzelane przez karabiny maszynowe. Niemcy strzelali z cmentarza przy kościółku św. Heleny. Wiemy, że na cmentarzu leżało wówczas ciało kobiety, która zapewne przypadkiem została zastrzelona. Według ustaleń historyka Dawida Golika mogła to być Małgorzata Stelmach, Katarzyna Tuchowicz lub Irena Ziemnik, zapisane tego dnia w rejestrach zmarłych. Od 15:45 trwał ostrzał miasta, a najeźdźcy zbliżali się w stronę mostu heleńskiego oraz brzegu Dunajca. Osiągnęli brzegi rzeki tuż przed g. 18, po niemal dwóch godzinach wymiany ognia. Wkrótce od strony Chełmca widać było zbliżające się czołgi.

Wobec tak zmasowanego ataku 14 Armii Niemieckiej, Wojsko Polskie było bez szans. Około g. 19:00 podjęto decyzję o opuszczeniu miasta i ewakuowaniu się do nowej linii obrony: Grybów – Łabowa – Uście. Podczas wycofywania się prowadzono ostrzał z cmentarza gołąbkowickiego. Po zapadnięciu zmroku Niemcy wpław przemierzyli Dunajec i zainstalowali się pod więzieniem. Co zaskakujące, nie było oporu. O g. 22:45 Niemcy znaleźli się w okolicy Roszkowic i Załubińcza, gdzie wpław przepłynęli Dunajec. W nocy na Nowy Sącz spadły bomby. Rozpoczynała się największa katastrofa w dziejach miasta.

 

Łukasz Połomski

 

Wojska niemieckie maszerują ul. Jagiellońską. Wrzesień 1939 r. Fot. ze zbiorów Yad Vashem. Wojska niemieckie maszerują ul. Jagiellońską. Wrzesień 1939 r. Fot. ze zbiorów Yad Vashem.