STOBIECCY - ZAPOMNIANI SPRAWIEDLIWI

Niewielu Sądeczan pamięta o rodzinie Stobieckich. To niezwykli bohaterowie, których należy przypominać kolejnym pokoleniom.

Stobieccy mieszkali na ul Kunegundy 14. Stanisław, profesor gimnazjum i inspektor szkolny, należał do społeczników. Zmarł jeszcze przed wojną. Pozostawił po sobie żonę, Marię, również emerytowaną nauczycielkę oraz córki: Janinę, Celinę (obie nauczycielki), Elżbietę i najmłodszą Alinę (ur. 1923 r. - w momencie wybuchu wojny była uczennicą). Syn Zygmunt studiował w Poznaniu na Wydziale Medycznym. Po wybuchu wojny u Stobieckich zaczął działać punkt ruchu oporu.

Zygmunt Stobiecki brał udział w kampanii wrześniowej. Po klęsce wojs polskich wrócił do Sącza i zaangażował się w podziemie, gdzie otrzymał pseudonim „Zymek”. To m.in. on organizował pierwsze przerzuty na Węgry. Jego siostry - Janina i Celina – również działały w podziemiu. Stały się łączniczkami z komendą ZWZ w Krakowie i w Warszawie. W lutym 1940 r., dom przy Kunegundy stał się przedmiotem zainteresowania gestapo. Niemcy wpadli do Stobieckich, ale Zygmunt uciekł w dosłownie ostatniej chwili. Zymek wyjechał do Krakowa, gdzie nadal działał na rzecz przerzutów. W 1941 r. został jednak aresztowany i trafił do więzienia na Montelupich. Skazany na śmierć, zdołał wysłać jeszcze dramatyczny i wzruszający gryps do rodziny: I nie płaczcie po mnie, śmierć moja nie pójdzie na marne; będzie jedną z cegieł, z których ręka Sprawiedliwości Dziejowej wybuduje nową, lepszą Polskę…. Zymek nie wydal nikogo.Został wysłany do obozu Auschwitz, gdzie zamordowano go 14 kwietnia 1942 r.

Niemcy cały czas prowadzili obserwację domu przy Kunegundy. Stobieckie pomagały Żydom w getcie, zanosząc tam jedzenie i leki. Prawdopodobnie przechodziły tam kanałami lub przerzucały jedzenie przez mur. Janina ps. „Jola” służyła w konspiracyjnej łączności i pełniła także funkcję referentki Wojskowej Służby Kobiet AK Inspektoratu Nowy Sącz. Jej siostra Celina prowadziła nasłuch radiowy i kierowała w imieniu inspektoratu sądeckiego AK akcją „N”. Miała ona na celu prowadzić propagandę antyniemiecką.

W 1944 r. Celina została aresztowana przez tarnowskie gestapo, skąd trafiła do Nowego Sącza. 22 marca 1944 r. szef gestapo, Heinrich Hamann, wydał rozkaz, aby aresztować Marię Stobiecką i pozostałe jej córki. Przy okazji Niemcy znaleźli sporo materiałów konspiracyjnych, kryptonimy członków podziemia. Rozpoczął się dramat rodziny Stobieckich.

Hamann prowadził sadystyczne przesłuchania na Czarnieckiego 13, w siedzibie gestapo. Stobieckie, mimo okrutnych tortur, nie wydały nikogo. Szef gestapo nie przywykł do rezygnowania, dlatego posunął się do wyjątkowo bestialskich metod i form szantażu.

25 kwietnia 1944 r. pod murem więziennym – według innej wersji na cmentarzu żydowskim - gestapo postawiło Janinę i Celinę. Mogło się to stać na Rybackiej, bowiem na żydowskim cmentarzu często mordowano tych, którzy udawali się z pomocą dla getta. Dla ofiar było to bez różnicy. Naprzeciw skazanych na śmierć stała Maria Stobiecka. Niemcy dali jej ostatnią szansę: albo coś powie albo jej córki zginą. Porozumiewawczym gestem młode kobiety zabroniły matce mówić. Zanim w kierunku kobiet padły strzały nad sądeckim więzieniem było słuchać okrzyk Stobieckich: Niech żyje Polska!. Najpierw zastrzelono Janinę. Spojrzano w stronę milczącej matki. Potem strzały dopadły Celinę. Maria Stobiecka nadal milczała, choć straciła dwie córki nie wydała nikogo. Dla sadystycznego szefa gestapo był to ciągle za mało.

Dwa dni później, 27 kwietnia, Maria Stobiecka, wraz z młodziutką Aliną i innymi konspiratorami została rozstrzelana na Rdziostowie, w miejscu, gdzie wymordowano wielu członków podziemia i więźniów gestapo. Miejsce to stało się symbolem martyrologii sądeczan. Szumiące drzewa są niemymi świadkami, kiedy obydwie Stobieckie, tuż przed śmiercią krzyknęły: Niech żyje Polska!

Najpierw zastrzelono Alinę, potem matkę. Maria musiała patrzeć na śmierć swoich trzech córek. Tak umierała aż trzy razy, nie licząc własnej śmierci, która stała się dla niej wybawieniem - napisał o Marii Stobieckiej, bohaterskiej matce, Andrzej Korsak, żołnierz Armii Krajowej. Widząc tę sytuację Niemcy mieli powiedzieć: Jeśli wszystkie polskie kobiety są takimi bohaterkami, to Polacy nie zostaną pokonani.

26 maja 1945 r. odnaleziono zwłoki Aliny z córką i pochowano je na cmentarzu miejskim przy ul. Rejtana. Wojnę przeżyła tylko najstarsza córka, Elżbieta Wądolna, która z mężem Janem działała w AK. Dziś w Nowym Sączu znajduje się niewielka ulica Rodziny Stobieckich – jest jedną z przecznic ul. Lwowskiej (w kierunku Piątkowej).

 

Łukasz Połomski