SPRAWIEDLIWA "BABCIA" - ANNA SOKOŁOWSKA - 80 lat Żegoty w Nowym Sączu (cz. 2)
Opowieść o niezwykłej nauczycielce, która życie oddała za własnych uczniów. Anna Sokołowska nie jest należycie doceniona w mieście, gdzie pracowała i angażowała się w pomoc bliźniemu. Jej życiorys, choć bardzo smutny, jest gotowym scenariuszem na film.
Urodziła się w 1878 roku w Żytomierzu, a właściwie położonej obok wsi Sławków, w domu Zarębów. W 1906 r., na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończyła filozofię i rolnictwo. Jej uczelnia mieściła się 500 km od domu! Do 1920 r. pracowała w gimnazjum w Rydze i Żytomierzu. W czasie zaborów, w latach 1913 – 1916, tworzyła w Żytomierzu tajne nauczanie, za co groziły wywózki. Trzeba pamiętać, że pracowała w zaborze rosyjskim. Została nawet skazana na deportację, ale wykorzystując znajomości cudem jej uniknęła. Jej mąż, Kazimierz Sokołowski był starostą w Żytomierzu. Bolszewicy go pojmali i zabili w więzieniu. Sokołowska, jako ziemianka, była skazana na zagładę w komunistycznej rzeczywistości. Z rodzinnych terenów uciekała w przebraniu wieśniaczki, razem z teściową (po wylewie) i trójką dzieci. Jej syn Zygmunt, aby uniknąć wcielenia do organizacji bolszewickich, został umieszczony w internacie jezuitów w Chyrowie. Sama wielokrotnie przekraczała zieloną granicę między krajem bolszewickim a Polską. Raz nawet została złapana przez sowieckiego żołnierza, z magazynami modowymi. Cudem uniknęła rozstrzelania. Po śmierci teściowej postanowiła przeprowadzić się – również dzięki znajomościom – do Polski. Po krótkich pobytach w Warszawie i Miechowie, w 1928 r. trafiła do Nowego Sącza. Życie wdowy z trójką dzieci nie było wówczas łatwe.
Do 1939 r. Anna Sokołowska uczyła języka polskiego w II Gimnazjum, w Zawodowej Szkole Żeńskiej oraz w Gimnazjum Sióstr Niepokalanek. Przez uczniów popularnie zwana była „Babcią”. Wykładała z zapałem, umiała trafić do serc i umysłów młodzieży i rozmiłowywać w literaturze polskiej. Nauczycielkę swą cenili, kochali wszyscy – wspominała jedna z sióstr z klasztoru Sióstr Niepokalanek w Nowym Sączu. Za zasługi dla edukacji, w dniu 11 listopada 1937 r., została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. Mama mówiła, że babcia była urodzoną idealistką; dzielną kobietą, która chciała ocalać świat i zbawiać ludzi – wspomina jej wnuk Aleksander Skotnicki w książce Arka. Opowieść o życiu i przetrwaniu (wyd. Znak, Kraków 2019). Te cechy okazały się bezcenne w czasie wojny. Była twarda i zaradna, tak jak niemalże wszystkie kresowe kobiety w tamtych czasach. Nie czuła się ani lepsza, ani gorsza, wyjątkowa, czy szczególnie naznaczona - dodaje Profesor.
W czasie II wojny światowej Anna Sokołowska zaangażowała się sądeckie podziemie. Najpierw działała w SZP a potem w ZWZ. Cały czas nosiła pseudonim „Babcia”. Jej syn Tadeusz - ps. „Ogór” - był kurierem. W 1940 r. wstąpił do armii generała Sikorskiego opuszczając Polskę. Sokołowska w domu prowadziła punkt przerzutowy, przechowywała nielegalne pisma i radio, prowadziła skrzynkę kontaktową i skład pieniędzy z Węgier. Przewoziła je w przebraniu chłopki, z bańką mleka na plecach, pod podwójną spódnicą –wspomina jej wnuk.
Córka Sokołowskiej, Alina opowiadała, że Mama tuż po wkroczeniu Niemców do Nowego Sącza wykorzystywała swoje liczne kontakty z różnymi środowiskami w mieście dla pomocy ludziom pochodzenia żydowskiego, w tym przede wszystkim swoim byłym uczniom. Dzięki niej uratowało się wiele osób, m.in. Regina Kempińska z córką. Sokołowska do getta dostawała się przez restaurację Henryka Pawłowskiego w Rynku. Punkt gastronomiczny graniczył z gettem. Tak pisał o niej Adnrzej Korsak: Osoba o niesłychanej odwadze i poświęceniu, która przez pół roku „spała na radiostacji” i mimo terroru nieustannie prowadziła tajne nauczanie. (…) Tam za murami getta byli też jej uczniowie. Gdy zapytano ją, czy weźmie udział w akcji pomocy Żydom, odpowiedziała: „nie po to męczyłam się ucząc ich polskiego, aby miano ich teraz zamordować!”
Anna Sokołowska stała się aktywną działaczką Rady Pomocy Żydom „Żegota” w Nowym Sączu. Po likwidacji getta pomagała ukrywającym się Żydom – sama szukała kryjówek, prosiła swoich uczniów o przechowywanie ludzi. W swoim mieszkaniu przy ul. Szujskiego 10 przyjmowała wielu Żydów, na krótki czas. Zazwyczaj załatwiała także wyrobienie aryjskich papierów lub przeprowadzenie przez granicę. Wiedziała doskonale, że ryzykuje własne życie.
Bezcenną pomocą dla Żydów była także dostarczana im żywność, odzież i lekarstwa. Pomagała zresztą wszystkim, a szczególnie wrażliwa była na krzywdę dzieci i bezbronnych. Świadomość, że ta staruszka o chorych, bolących nogach jest łączniczką między Krakowem a Sączem i Jasłem, że się naraża na trudy ówczesnej podróży i na niebezpieczeństwo – wzbudzała podziw. Do Krakowa jeździła pod pozorem przywożenia lekarstw do miejscowych aptek. Raz mi się zwierzyła: „Często u mnie nocują – to tak przyjemnie mieć ich przy sobie” – wspominała jedna z Sióstr Niepokalanek.
Niestety pomoc na tak szeroką skalę, nie mogła długo pozostać w tajemnicy. Gestapo wykryło i aresztowało dwie młode Żydówki, farmaceutki, które ukrywała Sokołowska. Niemcy je zamordowali, a następnie aresztowali ich niedoszłą wybawicielkę. Nauczycielka zeznała, że nie wiedziała o żydowskim pochodzeniu kobiet. Co dziwne, Niemcy jej uwierzyli, nie znaleźli dowodów i ją wypuścili. Mimo takiego ostrzeżenia, Sokołowska nadal aktywnie pomagała Żydom.
W 1943 roku aresztowano ją drugi raz, tym razem nie było już litości ze strony Niemców. Po wyczerpujących torturach, na 7 miesięcy umieszczono ją na Montelupich w Krakowie. Potem posłano ją do obozu Ravensbruck. Staruszka niestety poważnie tam zachorowała. Gdy zarząd obozu ogłosił, że osoby chore mają się zgłosić, aby być zakwaterowane w oddzielnym baraku, Sokołowska wykonała polecenie. Pobytu w baraku nie przeżyła. W lutym 1945 roku zabito ją dosercowym zastrzykiem fenolu, a według innej relacji zamordowano ją w komorze gazowej. Niemcom nigdy nie udało się jej złamać, złamać w niej wiary i ducha. Pozbawiono ją nazwiska, praw, rodziny, sprowadzono do obozowego numeru, ale to nie przeszkodziło jej, by recytować na głos Norwida, Słowackiego i Mickiewicza. Do ostatniej chwili uczyła w barakach obcych języków, dając innym więźniarkom nadzieję, że może kiedyś, kiedy wojna się skończy, te słówka będą im potrzebne – wspomina w książce prof. Skotnicki. Po wojnie jej córka, a matka profesora Alina Skotnicka znalazła osoby, które złożyły niezwykłe świadectwo o jej heroizmie. Jednym ze świadków pobytu w Ravensbruck była sądeczanka Zofia Rysiówna. Sokołowska za swoją działalność na rzecz pomocy Żydom została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
W Nowym Sączu nie ma grobu, tablicy czy kamienia jej poświęconego. Wspomina jest kiedy nasze miasto odwiedza jej wnuk, światowej sławy hematolog prof. Aleksander Skotnicki. Zasłużył się znacząco także dla ocalenia historii żydowskich w czasie wojny i bez wątpienia historia jego Babci wiele razy go inspirowała. O Sokołowskiej przypomina także kamienica na Szujskiego, ale kto oprócz cegieł i kamieni pamięta tę niezwykłą lokatorkę?
Historia mojej babki, tak jak tysięcy innych osób, to opowieść o ludziach, którzy stracili życie tylko dlatego, że nie byli obojętni. I wcale nie nazwałbym tego grzebaniem w przeszłości, jak myślą niektórzy. To chęć pokazania również dzisiaj, że warto walczyć o wartości - opowiada w książce prof. Aleksander Skotnicki.
Łukasz Połomski