ŚMIERĆ PRZYSZŁA PO ŚLADACH NA ŚNIEGU - wspomnienia Kunegundy Rybickiej (1933-2020)

8 lutego 2020 r., niemal w przededniu uroczystości odsłonięcia pomnika w Popardowej zmarła Pani Kunegudna Rybicka (ur. 1933 r.). Była ostatnim świadkiem zbrodni w Popardowej, gdzie jej rodzina próbowała uratować sześciu Żydów. W ostatnim czasie Pani Kunegunda aktywnie nas wspierała w powstaniu pomnika, dzieliła się z nami wspomnieniami. Jedno z nich znajduje się w naszym archiwum. Bardzo przeżywała uroczystości i nasze plany. Nie zapomnimy łez płynących do słuchawki telefonu, kiedy dowiedziała się, że ktoś chce upamiętnić jej Mamę, Brata i pomordowanych Żydów. Dla nas to niezapomniane chwile, dla takich momentów zajmujemy się historią. Pragnąc oddać hołd zmarłej Kunegundzie Rybickiej i jej rodzinie publikujemy ostatnią relację jaka dotarła do nas z Kłodzka.  

Przed wojną mieszkałam w Gorzkowie (obecnie osiedle w południowej części Nowego Sącza), mama Agnieszka Rumin i najstarszy brat Jan Rumin pracowali u właścicieli majątku ziemskiego w Gorzkowie. Ojciec pracował przy spędzie bydła u Żydów, którzy się później u nas ukrywali.  Gdy zaczęła się wojna,  bojąc się bombardowań uciekliśmy z miasta i zamieszkaliśmy we wsi Popardowa. Mojego ojca wtedy nie było z nami, po jakimś czasie dowiedziałam się od matki że wywieziono go do Niemiec na roboty. 

W Popardowej mieliśmy 2,5 morgi pola i drewniany dom w budowie, ale go nie skończyliśmy, bo nie było nas na to stać. W domu była tylko jedna izba mieszkalna, w której się spało i gotowało, sień czyli korytarz i jeszcze jedno pomieszczenie, które pozostało niewykończone. Z sieni wchodziło się na strych po drabinie. Ogrodzenia domu nie było.

Obok domu znajdował się mały sad i ziemia uprawna. Dom był z trzech stron otoczony przez las. Poniżej, w pewnej odległości, znajdowała się studnia zasilana ze źródła i droga prowadząca do Kamionki.

Najbliżej nas mieszkali sąsiedzi o nazwiskach Szmit, Sarafin lub Serafin, Słaby i możliwe, że Chomącik, nie pamiętam dokładnie nazwiska.

Popardowa była małą wioską, nie było tam ani kościoła ani sklepu.

Do szkoły chodziłam w Nawojowej. Mogłam sobie na to pozwolić tylko przez krótki okres czasu latem. Zimą nie chodziłam wcale, bo nie miałam ciepłych ubrań i droga wtedy była dla dziecka zbyt trudna i niebezpieczna.  W szkole uczyła mnie pani Zofia Krzeczewska. Chodziłam tam tylko do pierwszej, drugiej i trzeciej klasy. Jedyną książkę miała tylko nauczycielka, a my jedynie zeszyt i ołówek. Pamiętam, że zdarzało się, że niemieccy żołnierze kazali wynosić ławki z klasy. Pewnie żeby zrobić miejsce na nocleg dla żołnierzy.

W Nawojowej mieszkali hrabstwo Stadniccy. Moja mama pracowała u nich dorywczo jako praczka, gdy mieszkaliśmy w Popardowej. Bardzo miło wspominam starszą panią hrabinę, która zapraszała biedne dzieci na obiady do siebie, do majątku. Pamiętam, że raz pani hrabina wzięła mnie i moją siostrę Stanisławę do pokoju, gdzie służąca przyniosła dla nas miseczki truskawek ze śmietanką i cukrem. Pierwszy raz w życiu jadłam wtedy truskawki. Najmłodsza wnuczka hrabiny, Helena była matką chrzestną mojego najmłodszego brata Ignacego.

Ilość jedzenia była ograniczona, nie najadaliśmy się, choć u nas w domu sytuacja i tak nie była zła. Zbieraliśmy w lesie grzyby i owoce leśne by dojeść.

Najstarszy brat Jan pracował wtedy w tartaku w Nawojowej. Pewnego dnia z tartaku Niemcy zabrali 16 młodych chłopaków z partyzantki. Rozpaczał wtedy z powodu kolegów i usłyszałam, że on także należał do partyzantki.

Żydzi trafili do nas od Marii Góreckiej, gdyż nie chcieli dłużej już u niej przebywać, nie wiem dlaczego. Wcześniej mój ojciec pracował u nich.

Żydzi przebywali u nas na strychu. Gdy schodzili na dół coś ugotować to zawsze ktoś patrzył przez okno czy nikt nie idzie. Najmłodszy z Żydów, Heniek, miał około 17-18 lat. Uczył mnie i mojego brata Józefa czytać i pisać w zimie kiedy nie mogłam chodzić do szkoły.

Pamiętam, że ukrywająca się u nas Ruhta, była w ciąży. Jej narzeczonym był Abek. Ruhta urodziła u nas w domu, na podłodze córeczkę a poród odbierała moja mama. Żydzi bali się że płacz dziecka może zdradzić ich kryjówkę, więc postanowili oddać dziewczynkę. Moja mama doradziła im, by zanieśli małą do pewnego starszego, bezdzietnego małżeństwa w sąsiedniej wsi. Była pewna że będzie jej tam dobrze. Po kilku dniach od porodu, matka i ojciec dziecka zanieśli małą pod wskazany adres i podrzucili ją nad ranem pod drzwi domu. W ukryciu poczekali aż ktoś wyjdzie i zabierze dziewczynkę. Zostawili przy córeczce karteczkę lub coś innego z napisem "Oleńka" i jakąś złotą rzecz jako upominek. To opowiadała mojej mamie Ruhta wieczorem. Wydaje mi się, że wieś ta nazywała się Mystków, ale nie pamiętam dokładnie, bo byłam dzieckiem.   

Pewnego dnia rano do naszego domu przyszła Maria Górecka, trafiła do nas po śladach na śniegu. Miała pretensje że Żydzi ukradli jej ziemniaki, krowę i królika. Rozmawiała ona z moją mamą i Żydami. W pewnym momencie wyszła do sieni. Wtedy słyszałam, jak Żydzi mówili do mojej mamy, że trzeba by ją zgładzić lub pozbyć się. Moja mama załamała ręce i powiedziała im "Bójcie się Boga, kobieta ma sześcioro dzieci". Wtedy postanowili, że się z niż dogadają. Górecka wróciła do pokoju i coś uzgodnili, tak że byli z tego zadowoleni.

Górecka wyszła i po jakimś czasie, tego samego dnia, przed dom przyjechali niemieccy żołnierze. Mojej mamy nie było w domu, poszła do Nawojowej, a brat Jan był w pracy w tartaku. Niemcy przeszukali mieszkanie, od razu znaleźli i zabili Żydów. Usiadłam na łóżku tuląc dwóch młodszych braci, tj. Józefa i Ignacego  . Bałam się. Myślałam, że zaraz nas też zabiją. Nie zapomnę jak zrzucili ciało zabitego pana Kaufer ze strychu, zabili go tam bo nie chciał zejść. Żal było mi Heńka co uczył mnie pisać i ciężarnej Blimki. Heniek uciekał i strzały dosięgły go niedaleko lasu. Wił się w śniegu. Brakowało mu tak niewiele by się ukryć.

Niemcy zapytali mnie gdzie jest mama. Skłamałam wtedy, że poszła do cioci do Jamnicy. Chciałam dać jej trochę czasu, wierzyłam że wróci i coś wymyśli i już będzie dobrze. Mama wróciła do domu razem z Jankiem. Chciała żeby uciekał, ale on koniecznie chciał żeby uciekali razem. Mama powiedziała że nie może iść bo zabiją dzieci i spalą dom,  a jak zostanie to tylko ją. Kłócili się i wtedy Niemcy wrócili. Skuli ich razem. Złapałam mamę za spódnicę i nie chciałam jej puścić, czułam że już jej nie zobaczę. Wtedy mama powiedziała łagodnym głosem, że wróci i żebym ją puściła. Nie posłuchałam. Jeden z żołnierzy krzyknął i wymierzył we mnie pistolet i wtedy mama mocno mnie odepchnęła, tak że aż upadłam, a drugi żołnierz krzyknął na tamtego i  opuścił on pistolet.

Nie da się opisać co czułam kiedy patrzyłam jak ich zabierają. Do tej pory płaczę kiedy o tym myślę.

Nie pamiętam jaka była pogoda, wydaje mi się że leżał śnieg.

Niemcy poszli po jakąś starą kobietę i ona miała nas pilnować przez noc po tym jak zabrali mamę i brata. Na drugi dzień najmłodszy brat mojej matki Józef Janisz z Nawojowej zajął się mną i rodzeństwem. On rozdzielił nas między rodzinę. Moja siostra Stasia została w domu rodzinnym. Dla towarzystwa zamieszkała z nią jej koleżanka, a pan Skrzypiec miał tylko doglądać domu żeby nic się im nie stało.

Odnośnie mojego brata Marcina mogę stwierdzić, że był on ślubnym  dzieckiem mojej matki i ojca, Agnieszki i Marcina Rumin. W czasie tej tragedii był on na służbie u państwa Słaby w miejscowości Nowa Wieś. Było mu tam dobrze, więc po wojnie wyjechał wraz z nimi na Ukrainę. Kobieta była Ukrainką, a mężczyzna Polakiem. Przy przekraczaniu granicy podał nazwisko Słaby jako swoje. Mieszkał na Ukrainie i założył tam rodzinę. Tam także zmarł. Po wojnie odwiedziłam go dwa razy. Zamieszkał on na Ukrainie  we wsi Łosacz, barściwskij rajon / nie znam popranej pisowni /.

Kunegunda Rybicka  / Kłodzko/

 

Pierwszy artykuł o historii zbrodni w Popardowej ukazał się tutaj: http://www.sadeckisztetl.com/przelecz-swiatla-i-ciemnosci-popardowa-1944-bohaterstwo-i-zbrodnia.html

 

Kunegunda Rybicka z domu Rumin z bratem Józefem. Fot. ze zbiorów rodzinnych Jarosława Rybickiego. Kunegunda Rybicka z domu Rumin z bratem Józefem. Fot. ze zbiorów rodzinnych Jarosława Rybickiego.