SĄDECKIE MYKWY - historia Podzamcza, cz. III

Podzamcze było sądeczanom znane przed wszystkim z mieszczących się tam łaźni i mykw. Paradoksalnie jednak, nie była to dzielnica grzesząca czystością…

Jeżeli przeciętny sądeczanin myślał o podzamczu, to miał na myśli fatalne warunki higieniczne oraz paradoksalnie miejskie łaźnie. Już w 1869 r. radny  dr Jarosz apelował o kanał „w dzielnicy żydowskiej”, jak ją nazywano. Ulicami spływały ścieki… H. Mudler w 1877 r. pisał: Niektóre ulice, szczególniej prowadzące ku zamkowi i Dunajcowi, tudzież i smrodów, które tak na wzrok i powonienie działają, że przechodzący tamtędy zatykając nos czem prędzej uchodzić musi. Sytuacja była tak fatalna, że prowizoryczną kanalizację wykonano już w 1885 r. Jej wykonawcą był Włoch Jakub Zandonell. Być może jej fragmenty można było dostrzec kilka tygodniu temu, podczas remontu ulicy dojazdowej do mostu. Kanały nie poprawiły sytuacji, a już w 1932 r. skarżono się, że ze składu skór na ul. Tarnowskiej unosił się odór na całą okolicę, bowiem jak się okazało, firma nie była przyłączona do kanalizacji. Zofia Nałkowska pisała w  tym czasie o tej części Sącza: Pod zamkiem rozsiadła się dzielnica żydowska z zakamarkami wielkiego brudu i zaduchu. W odległości paru kroków od siebie znajdują się tu trzy bożnice, w których o zmierzchu przy świetle świeczek siedzą na ławkach nad księgami pochyleni Żydzi w swych paradoksalnych ubiorach (…). Malowniczość mieszała się z zaduchem i zacofaniem.

Na Podzamczu ulokowano łaźnie oraz mykwy. Te ostatnie służyły licznie zamieszkałym tutaj Żydom do obmyć rytualnych, a ich położenie – w okolicy rzeki wynikało zapewne ze względów religijnych. Opiekę nad nią sprawowała gmina żydowska. Mykwa jest dla religijnych Żydów niemal tak samo ważna jak synagoga. Pełni wiele funkcji: ablucji w mykwie poddają się kobiety przed ślubem, mężatki po okresie rytualnej nieczystości związanej z menstruacją lub porodem, mężczyźni przed przystąpieniem do czynności liturgicznych, soferzy (pisarze Tory) przed pracą, a także dokonujący konwersji na judaizm. W wodzie mykwy koszeruje się nawet naczynia kuchenne!

Największa mykwa znajdowała się w miejscu, gdzie dziś jest zegar kwiatowy. Niemal co piątek, w jej kierunku chodził cadyk, wielki rabin-cudotwórca Chaim Halberstam. A za nim setki chasydów, którzy nawet całowali bruk, po którym stąpał rebe… Jakub Muller wspominał, że była tutaj osobna mykwa dla mężczyzn, z osobnym wejściem też dla kobiet – każde z innej ulicy (budynek był narożny). Swoją łaźnię rytualną mieli też tutaj żydowscy wojskowi z 1 Pułku Strzelców Podhalańskich i postępowcy. Musiałby być stare, skoro w 1876 r. były remontowane. Jakie panowały w nich warunki? Według szacunków rabina Szlomo Lehrera, w przed ten przedświąteczny dzień gościło w niej nawet 2 tys. osób! Jak zapisał przed świętami woda była gęsta jak rosół…. Wymieniano ją rzadko, więc o epidemię i choroby nie było ciężko…  Szczególnie spory tłok panował prze Jom Kipur, kiedy Żydzi musieli aż trzykrotnie korzystać z religijnych oczyszczeń. Przed II wojną światową mykwę dzierżawił Don Weisbard, mieszkający nieopodal, na ulicy Rzeźniczej.

Pobyty w mykwie barwnie wspomina Markus Lustig, jeden z ostanich żyjących, który korzystał regularnie z ich usług: Co piątek chodziłem z ojcem do mykwy, w której była również sauna zbudowana w formie schodków. Płaciliśmy kilka złotych za wejście i dostawaliśmy pęk witek z gałęzi sosnowych, którymi się smagaliśmy. W miarę jak wchodziliśmy po schodkach sauny, robiło nam się coraz goręcej. Chrześcijański pracownik polewał co pewien czas gorące kamienie i tym sposobem sauna wypełniała się gorącą i wilgotną parą, która rozchodziła się w przestrzeni pomieszczenia i kazała nam się pocić także w najbardziej zimny dzień. Czyści fizycznie i duchowo po kąpieli w mykwie i pobycie w saunie wracaliśmy do domu odświętni i głodni.

Markus wspomina też, że wejście do mykwy żydowskich rekrutów wojskowych było wielkim wydarzeniem, a w jego wspomnieniach zajmuje szczególne miejsce: Co roku mobilizowano kolegów do polskiego wojska, do naszego Pierwszego Pułku, który nazywał się „Podhalański”, czyli pułk góralski. Dzień ich mobilizacji do wojska był bardzo fascynujący. Mogłem stać naprzeciwko i przyglądać się rekrutom. Zobaczyć, jak wchodzą do łaźni jako jeszcze prości obywatele, a wychodzą z niej szeregowcy, ubrani w pogniecione mundury i już dumni żołnierze. Tak oto sądeccy Żydzi zapisywali piękne karty w dziejach 1 PSP.

Co ciekawe, własną łaźnie prowadził w tym czasie Żyd Józef Schreiber. Rabini twierdzili, że nie jest koszerna i nakazywali korzystać z tej położonej pod zamkiem, z mykwy gminnej. Woda była do łaźni doprowadzana, a w mykwie – zgodnie z nakazem religijnym – pochodziła ze źródła. Przedwojenne żydowskie łaźnie znikły po wybuchu zamku w styczniu 1945 r. Widać je jedynie na niektórych pocztówkach.

W 2016 r. otwarto nową mykwę przy ul. Rybackiej w Nowym Sączu. Służy chasydom przyjeżdżającym z całego świata. Mieści się w niej basen, do którego gromadzi się deszczówka. Po starych żydowskich łaźniach zostały przytoczone wspomnienia i opowieści krążące wśród chasydów i potomków sądeckich Żydów.

 

Łukasz Połomski

Pocztówka z sądeckim zamkiem. Poniżej numerem II oznaczono mykwę. 
Fot. ze zbiorów Jakuba Mullera. Pocztówka z sądeckim zamkiem. Poniżej numerem II oznaczono mykwę. Fot. ze zbiorów Jakuba Mullera.