SĄDECKI UMSCHLAGPLATZ - likwidacja getta nad Dunajcem

Łąka nad Dunajcem widziała wiele ważnych momentów naszej historii. Gdyby tylko mogła mówić, to w sierpniowe dni krzyczałaby… Na niej rozegrał się niej dramat nowosądeckich Żydów.

Albin Kac pisał o tym miejscu przed wojną: Każdy prawie metr tej łąki ja dobrze zapamiętałem jako uroczy teren zabaw okresu beztroskiego dzieciństwa mojego. Inni wspominali, jak wypasano tam konie, kozy. Ludzie chodzili kąpać się nad rzekę, osobno kobiety, mężczyźni i Żydzi. Raz na jakiś czas Dunajec pochłaniał ofiary, a nieostrożni amatorzy pływania stawali się tematem doniesień prasowych.

23 sierpnia 1942 r., w niedzielę, nad łąką unosiło się duszne i ciężkie powietrze. Zapowiadał się upalny dzień. Woda w Dunajcu miała o poranku 12 stopni ciepła. Tymczasem na łące stało 16 tys. ludzi z opaskami na ramieniu. Żydzi czekali na wysiedlenie. Słońce wstało o 4.25. Choć mieszkańcy getta mieli przyjść na łąkę dopiero o g. 6.00, niemal całą noc plac był szczelnie wypełniony. W ciszy nocnej było słychać tylko szepty i świecące latarki nad rzeką. Ludzi było mnóstwo, a Albn Kac napisał, że aż się czerniło. Stali po kolei, według numerów domów, mieszkań, każdy trzymał swój 15 kg bagaż na 10 dniową podróż. Wszystko było tak jak kazano.

Gorące powietrze potęgowało pragnienie wody, ale nie można było się jej napić nawet z rzeki. Każdy kto oddalał się z tłumu padał zastrzelony. Stanisław Harnik, który mieszkał na ul. Rybackiej słyszał, że nad rzeką jest wielkie poruszenie, że gęstnieją tłumy. Nocą słychać było tylko rozmowy, głosy, tak jakby szeptano. Nad miastem unosiła się łuna z lamp i latarek, jakie przezorni zabrali ze sobą na łąkę. Miały się przydać na podróż, ale tak naprawdę ostatni raz zaświecono je 22 sierpnia. Kolejny dzień był straszny.

Nazajutrz, gdy wszyscy już byli ustawieni w szeregach, o godz. 5 –ej nadjechało auto z Hamannem i jego pachołkami – wspominał Mojżesz Ginter.

Szef gestapo oznajmił, że milion złotych kontrybucji nie pokryje kosztów wysiedlenia, stąd trzeba zebrać kolejne 250 000 zł. Nie minęło kilka minut, a pieniądze leżały przed sądeckim panem życia i śmierci.

Potem nastąpił spacer, który miał wyłonić tych, którzy przeżyją: Hamann przechodzi dumnie, władczo obok zgrupowanych szeregów, mierzy każdego pogardliwym wzrokiem – wspomina barwnie Kaufer - uderzeniem harapu w twarz daje znak, by dana osoba podbiegła do oddzielnej grupy (…) Wszystko to odbywa się cicho, jakby w śnie lunatycznym. Gdzieniegdzie słychać tylko przytłumiony szloch kobiet, które wśród spazmatycznych łkań przesyłają swym najdroższym ostatnie pozdrowienia.(…) To znowu przerywają ciszę odgłosy uderzeń harapu, które nie wywołują nawet syknięcia bólu, każdy jest jakoby pod narkozą, uśpiony, znieczulony.

Wybrał kilkuset zdolnych do pracy, wśród nich Markusa Lustiga. Trafili do okolicznych obozów, zakładów oraz mieli za zadanie posprzątać getto. Pozostali stali w oniemieniu, niejako wierząc w wysiedlenie. Wierzyć się po prostu nie chce, że szesnaście tysięcy ludzi stało posłusznie przed sześcioma mordercami i że nie rzucili się na nich – napisała po latach Rena Anisfeld. Nikt z nas jednak nie jest sobie w stanie wyobrazić jak czuje się głodny, zastraszony człowiek, który w ostatnich dniach widział kanibalizm i żył w warunkach urągających ludziom. Według wyliczeń, na dzień 23 sierpnia, w getcie sądeckim przypadało 8 osób na metr kwadratowy!

Selekcja się zakończyła. Jak się okazało po wojnie, wybrani wówczas do pracy w większości przeżyli Zagładę. Na łące zaczęło się zamieszanie. Moniek Goldfinger, wówczas 16 letni Żyd z Wierchomli, był popychany w kierunku tłumu maszerującego na stację kolejową. Tłum pełen nadziei na przeżycie napierał do wagonów. Nagle ktoś krzyknął, że brakuje jednej osoby do pracy. Wybrano jego, dzięki czemu przeżył Holokaust. Do końca życia nie mógł zapomnieć tego dnia. Niemcy rzucali dziećmi, strzelali…

Około 5 tys. ludzi wysłano tego dnia pierwszym transportem do Bełżca. Tam zostali zagazowani, a ich prochy na zawsze spoczęły w masowych grobach. Pozostali, którzy nie poszli w kierunku dworca rozdzieli się na dwie grupy. Jedni poszli do getta, tak jak stali, za porządkiem, według ulic, domów, mieszkań. Biciem i smaganiem nahajkami przynaglają gestapowcy do szybkiego kroku. Widać wśród maszerujących szaleńcze, rozszerzone oczy, które w naszych szeregach szukają błędnym wzrokiem tych, których już na wieki utracili – pisał Kaufer. Drugą grupę wysłano do rzeźni – byli to wybrani do pracy.

***

Po wojnie Albin Kac pisał o placu nad Dunajcem: Po wielu latach odległych od tych straszliwych wydarzeń byłem na tej łące tak, jak ktoś idzie na groby swoich najbliższych. A łąka znowu była podobna do owej z okresu mojego dzieciństwa. I rozmyślałem: kto z przechodniów zdążających na Helenę lub idących stamtąd do miasta zerknie chociażby na to miejsce, na którym dokonywała się sceny poprzedzające arcybestialskie kaźnie tysięcy matek, ojców i dzieci? (…) Kto z tych przechodniów wczuje się w to co się odbywało? Kto z tych przechodniów obecnie uwierzy i dosłyszy, że miejsce to krzyczy potwornym lamentem tysięcy dobijanych na żywo ludzi winnych jedynie tej zbrodni, iż urodzili się Żydami?.

 

Łukasz Połomski

Łąka nad Dunajcem - tutaj dokonano selekcji podczas likwidacji getta w 1942 r. Stan z 2016 r. Fot. ŁP Łąka nad Dunajcem - tutaj dokonano selekcji podczas likwidacji getta w 1942 r. Stan z 2016 r. Fot. ŁP
Żydówki na łące przy Dunajcu w czasie wojny - prawdopodobnie 1940-1941 r. W tym samym miejscu dokonano likwidacji getta (23.08.1942 r.). Ze zbiorów Łukasza Biedki. Żydówki na łące przy Dunajcu w czasie wojny - prawdopodobnie 1940-1941 r. W tym samym miejscu dokonano likwidacji getta (23.08.1942 r.). Ze zbiorów Łukasza Biedki.
Tor żydowski - ostatni tor przy dworcu kolejowym, skąd wywieziono sądeckich Żydów do Bełżca. Fot. ŁP. Tor żydowski - ostatni tor przy dworcu kolejowym, skąd wywieziono sądeckich Żydów do Bełżca. Fot. ŁP.