ROBOTNICZY KSIĄDZ - JÓZEF BURY SJ - 80 lat Żegoty w Nowym Sączu (cz.3)
Ks. Józef Bury wpisuje się w poczet kapłanów, którzy w czasie wojny wykazali się bohaterską postawą. Pomagając bliźniemu, nie patrzył On na poglądy i religię, dla niego liczył się drugi człowiek. Krótka posługa ks. Burego w Nowym Sączu, przyniosła błogosławione owoce.
Józef Bury przyszedł na świat 10 lutego 1885 r. w Istebnej k. Cieszyna. W 1902 r. wstąpił do zakonu jezuitów w Starej Wsi. W czasie przygotowywania się do kapłaństwa pracował z młodzieżą m.in. w Chyrowie (lata 1910-1914). Święcenia kapłańskie przyjął w 1917 r. w Czechowicach. Po Wielkiej Wojnie wrócił do Chyrowa, gdzie nadal zajmował się wychowywaniem młodzieży (do 1924 r.). Od 1920 r. ks. Bury pełnił tam odpowiedzialną funkcję prefekta generalnego. W latach 1924-1929 był rektorem w Starej Wsi, następnie w latach 1929-1931 w Czechowicach, w latach 1931-1937 w Kochawinie. W 1937 r. trafił do Nowego Sącza, do tzw. kościoła kolejowego. Nie był to łatwy teren – pełen wpływu socjalistów, ale także innych wyzwań duszpasterskich. Przekonał się o tym podczas pierwszej wizyty duszpasterskiej kiedy w wielu domach zamiast powitania słyszał: Kto tu księdza prosił, po co tu ksiądz przyszedł?
Ks. Bury – niski krzepki „robotniczy ksiądz” o szerokiej, szczerej i uśmiechniętej twarzy – tak charakteryzował niezwykłego kapłana Andrzej Korsak. Pasował do swoich „kolejowych” owieczek i świetnie sobie radził w środowisku, gdzie trafił. Wraz z jego przyjściem wydano dokument z 21 listopada 1937 r., który przy kościele kolejowym erygował drugą parafię w Nowym Sączu. Pierwszą oczywiście była fara. Tak więc ks. Bury był postacią nr 2 wśród sądeckich duchownych, zaraz po infułacie Romanie Mazurze (proboszcz parafii farnej 1926-1948). Nowa świątynia – już nie tylko kolejowa, ale parafialna - zmieniła wezwanie na Najświętszego Serca Pana Jezusa. Bury był zresztą wielkim promotorem kultu NSPJ w Nowym Sączu, który szczególnie przyjął się w środowisku kolejarzy. W 1938 r., wraz z parafią św. Małgorzaty, zorganizował uroczystą procesję na Rynek – wówczas zawierzono miasto NSPJ. Pieniądze z pierwszej kolędy w parafii zostały przeznaczone na obraz NSPJ, który trafił do kościoła. Wspomagał go w tym względzie wikariusz, o. Kamiński. Przed wojną, dzięki proboszczowi, rozwijała się działalność grup parafialnych m.in. sodalicji. Pojawiły się też pielgrzymki, szczególnie do Matki Boskiej Kochawińskiej, której orędownikiem był ks. Bury. Duchowny słynął także z otwartości. W pamięci sądeckich Żydów, razem z ks. Michałem Kucem z Dąbrówki Polskiej, zapisali się jako wielcy dobrodzieje „starszych braci w wierze”.
W 1939 r. wybuchła wojna, a młoda parafia kolejowa musiała sobie radzić w nieznanych dotąd warunkach. Planowano wykonać ogrzewanie, niestety w czasie wojny było to niemożliwe. W świątyni panował taki chłód, że zimą zamarzało wino w kielichu. Kościół, który mieścił się bisko dworca kolejowego, był pod niemiecką obserwacją. Już w pierwsze wojenne mikołajki Niemcy wpadli na plebanię, jak zapisano, z powodu donosu okolicznych osadników niemieckich, którzy chcieli współpracować z III Rzeszą. Wówczas Bury posiadał radioodbiornik (nielegalny), który schował pod podłogą. Na szczęście okupanci się nie zorientowali. W 1941 r. Niemcy zarekwirowali dzwony kościelne, podobnie jak we wszystkich świątyniach. Bezpowrotnie zginął dzwon odlany na cześć cesarzowej Elżbiety. Na przekór losowi ks. Bury otwierał plebanię dla potrzebujących. Przy Zygmuntowskiej schronienie znajdowali wszyscy jezuici, którzy zostali wyrzuceni ze swoich domów zakonnych.
Ks. Bury odegrał bardzo ważną rolę w sądeckiej Żegocie. To on był gospodarzem pierwszego spotkania organizacyjnego. Jemu przyszedł w udziale zaszczyt powitania śmiałków, do których i on się zaliczał. Ks. Bury w czasie okupacji przemienił klasztor jezuitów w placówkę pomocy Żydom. Ukrywano tutaj przez pewien czas kilku Żydów, którzy mieli udać się w dalszą podróż. Pomagał także w wielu innych sprawach. Plebania przy Zygmuntowskiej pełniła ważny punkt konspiracyjny i kurierski, z racji bliskości do dworca kolejowego. Pomagał aktywnie w tym względzie także kurierom, a wielu z nich było zaangażowanych w przeprowadzanie potrzebujących (także Żydów) na Węgry.
Niestety wielkie dzieło ks. Józefa Burego przerwała śmierć. W czasie okupacji, w mieście panowały choroby, m.in. tyfus, który dopadł proboszcza. Mimo to niemal codziennie przechowywał ludzi, komuś pomagał. Jeszcze przed śmiercią głosił rekolekcje w Tarnowie. Wdarło się zapalenie gruczołów ślinowych, zaś lekarze zalecili operację. Powikłania po niej były zbyt duże. W niedzielę 20 września 1942 r. ks. Bury zmarł. Kiedy parafianie o tym się dowiedzieli jeden jęk przeszedł przez cały kościół. Jego pogrzeb pod przewodnictwem infułata Mazura pokazał Niemcom jak silnie Polacy przywiązani są do kościoła. Był także świadectwem dobroci księdza, ponieważ pojawiło się wiele osób, którym za życia pomógł, kleryków, a nawet ksiądz grekokatolicki. Niemcy przerażeni manifestacją pogrzebową, ale też tyfusem, zaraz potem zamknęli kościół.
Ks. Józef Bury to wielka postać Nowego Sącza, wydaje się całkowicie zapomniana. Jeden z organizatorów Żegoty słynął z dobroci dla bliźniego. Warto go przypominać.
Łukasz Połomski