PURIM W PRZEDWOJENNYM SĄCZU

Purim to bardzo radosne święto określane żydowskim karnawałem. Nazywa się je też Świętem Losów (od słowa pur, oznaczającego los). W kalendarzu żydowskim przypada 14 dnia miesiąca Adar, zazwyczaj na przełomie lutego i marca.

W czasie Purim upamiętnia się cudowne ocalenie Żydów przed zagładą, którą zaplanowali dla nich Persowie. Ta zbrodnicza idea pochodziła od Hamana, perskiego arystokraty. Wydarzenia te opisuje biblijna księga Estery. Właśnie ona jest odczytywana  w świąteczny dzień, dla upamiętnienia minionych wydarzeń.

Dzień przed Purim rozpoczyna się post, który upamiętnia post królowej Estery. Biblijna bohaterka modliła się, aby wybłagać ocalenie swojego narodu. Świąteczny dzień nie był jednak postny, wręcz przeciwnie. Trzeba było się radować, pić mnóstwo wina, tańczyć. Esterka bowiem ocaliła swój naród, a Haman został zgładzony. Purim to także obdarowywanie się nawzajem  prezentami. Pieczono ciasteczka, uszy Hamana, rozdawano je często ubogim. Na nabożeństwo do synagogi zabierano ze sobą grzechotkę, aby na dźwięk przeklętego nazwiska Hamana zagłuszać je wszystkimi możliwymi sposobami.

Tak barwnie święto wspominał Markus Lustig: Każde dziecko robiło sobie maskę, przebranie, a głównie „hałaśnik”, używany podczas odczytywania zwoju Estery w synagodze i przypominania imienia Hamana. Mama przygotowywała ciasteczka, zwane „uszami Hamana”, i wysyłała „przesyłki z porcyjkami”, wypakowane słodyczami i ciastkami, dla krewnych i ich dzieci. Najważniejsza była radość. Dzieci chodziły między domami, śpiewały pieśni purymowe i dostawały tzw. „dme purim” (datki purymowe). Dla dzieci przebrania odgrywały bardzo ważną rolę, dawały koloryt tego święta. Ulice Nowego Sącza, nie tylko te żydowskie przypominały Rio de Janeiro. Nowy Sącz w latach 30 wyglądał jak Tel Awiw. Bandy przebierańców chodziły Jagiellońską. To był prawdziwy karnawał – mówił Milek Knebel, syn winiarza z Wałowej. W czasie święta trunek z piwnic jego ojca rozchodził się błyskawicznie.

W czasie święta ludzie spotykali się w różnych miejscach, aby obejrzeć Purim Szpil, sztukę purimową. Najczęściej dotyczyła ona historii biblijnego Józefa, stąd nazywano ją Josyf Szpil. Bardzo duża frekwencja na takim wydarzeniu była w szynku Englandera przy ul. Kazimierza. Ludzie walili tam drzwiami i oknami, a dla biednych dzieci była to podróż w magiczny świat teatru, historii i religii.

W pamięci sądeckich Żydów ze sztuką związany był nieodłącznie Jidł Fajer, jeden z najlepszych pływaków w mieście. Opowiadano jeszcze po wojnie, że kiedy szedł on na przedstawienie, w którym występował, miał piękny strój. Dziarskim krokiem przemierzał Piekło i dzielnicę żydowską. Chrześcijańscy sąsiedzi patrzyli przez okna i mówili: idzie król żydowski! Fajer szedł przebrany za faraona, a Albin Kac pisał, że wyglądał jak papież. Sądeczanie patrzyli na niego z prawdziwym podziwem. Tak oto żydowski Sącz miał jednorazowego „żydowskiego, prawdziwego króla”, a to dzięki pięknej prezencji i grze sławnego Jidł Fajera, powabnego człowieka – wspominał Kac.

W Nowym Sączu w latach 30. Święto zaczynało nabierać rozmachu. W tym okresie zaczął się zbierać zespół rewiowy pod kierunkiem Jemieliaha Kornmehla (krawca). Jego działalność ograniczała się niemal wyłącznie do święta Purim, kiedy wystawiali popularną sztukę ludową „Josef Szpil”. Grupa składała się głównie z robotników i rzemieślników. Teksty piosenek i muzykę opracowywał Kornmehl.

Swoje zwyczaje mieli także chasydzi. Ubierali stroje szabasowe, wędrowali uroczyście do swoich bożnic. Ważnym uczynkiem wypełnianym tego dnia była dobroczynność, czego uczył cadyk Chaim Halberstam. Wspominano szczególnie rabina Chunę Rubina, który w Purim 1935 r. wyniósł z uczty w domu orzechy powlekane miodem. Rozdał ubogim wszystkie, a kiedy zawędrował do cadyka (wówczas Arie Leiba Halberstama) zabrakło smakołyków. Wtedy Chune powiedział rabinowi: Jeśli my nie damy biednym, to kto? – wspominał rabin Shlomo Lehrer. Ludzie odwiedzali też rzezaków miejskich, gdzie za darmo mogli skosztować miodu i zjeść orzechów. Oczywiście wychylali kielichy z winem.

Powszechnym zwyczajem świątecznym była także pomoc dla ubogich studentów jesziwy. W wielu domach czytali oni stosowne modlitwy, za co otrzymywali wynagrodzenie. Zdaniem Lehrera w Sączu było ok. 100 biednych uczniów, a nie wszyscy Żydzi chętnie dzielili się pieniędzmi.

W 1939 r. wraz z niemieckim okupantem przybył do Sącza szef gestapo. Nazywał się Hamann. Trudno było uniknąć analogii do żydowskiego oprawcy z czasów perskich. Na pierwszym spotkaniu ze starszyzną religijną Niemiec miał powiedzieć: To, że udało wam się z tamtym Hamanem, to nie znaczy, że ze mną pójdzie tak gładko. Niestety miał rację. W sierpniu 1942 r. wysłał 16 tys. sądeckich Żydów na zagładę. Zabrakło biblijnej Esterki, a purimowe księgi – jak wspominali ocaleni z getta – płonęły ogrzewając Żydów w czasie mroźnych zim II wojny światowej. Ocalała ledwie jedna księga, którą w zbiorach Muzeum Okręgowego zdeponował Jakub Muller.

Tak zakończyła się purimowa historia Nowego Sącza….

 

Łukasz Połomski

 

 

Przebierańcy purimowi w Trzebini - 1938 r. Fot. ze zbiorów Yad Vashem. Przebierańcy purimowi w Trzebini - 1938 r. Fot. ze zbiorów Yad Vashem.
Dzieci przebrane w stroje purimowe - Obertyn, przed wojną. Fot. ze zbiorów Yad Vashem. Dzieci przebrane w stroje purimowe - Obertyn, przed wojną. Fot. ze zbiorów Yad Vashem.