OSKARŻENIA O MORDY RYTUALNE - z relacji polsko-żydowskich w XVIII-wiecznym Nowym Sączu

 

Ludzie od zawsze mieli słabość do przesądów. To czego ogarnąć nie umiały ich umysły tłumaczyli sobie jak potrafili, tworząc zabobony, wierząc w gusła, utrwalając niczym nieuzasadnione stereotypy. Na własny użytek wymyślali złe czarownice, błąkające się po ziemi duchy. Tak powstał wizerunek Żyda - zabójcy chrześcijańskich dzieci, którym straszono jeszcze do nie tak dawna. Oskarżenia o mordy rytualne, a co za tym idzie tortury, wymuszone zeznania, w końcu wyroki śmierci nie ominęły sądeckiej mniejszości izraelickiej.  

W XVIII w. płonące stosy nikogo już nie dziwiły. Padła krowa – winna była czarownica, zaginęło dziecko – uprowadził je Żyd. Nie tylko prosty lud dawał wiarę przekonaniu, że krew niewinnego dzieciątka chrześcijańskiego jest wykorzystywana do wypiekania mac. Lawina procesów o mordy rytualne przetoczyła się przez Polskę. Sandomierz, Żytomierz, Przemyśl, Grodno i wiele innych miast stały się w tym czasie świadkami fałszywych zarzutów, wymyślnych tortur, egzekucji Żydów. Oskarżał nie tylko ciemny, niewykształcony lud, ale także „światły” kler, którego rola w tego typu procesach była największa.    

 

Choćbyście mnie i na skwarki spalili...

W 1751 r. doszło do pierwszego procesu o mord rytualny w Nowym Sączu, odnotowany w aktach tutejszego sądu miejskiego. Oskarżony w nim Jakub Habusiewicz, zajmował wysokie stanowisko w tutejszym kahale. Wszystko zaczęło się od pobitego dziecka przywiezionego przez wójta Żeleźnikowej, które wkrótce potem zmarło. Jeden z księży jako winnych śmierci chłopca wskazał Żydów. Habusiewiczowi postawiono zarzut współudziału w dokonaniu mordu na chłopcu, a także uśmiercenia pewnego studenta, który nocował w jego karczmie tuż przed Wielkanocą. Zwłok tego ostatniego nigdy nie odnaleziono, dowodem winy sądeckiego Żyda miały być plamy krwi na jego „samsieku”. Nie pomogły tłumaczenia, że krew pochodzi z ćwiartki zarżniętej krowy. Do tych oskarżeń dołączono kolejne, m.in. o uprawianie czarów, a jako czarodziej mógł przecież zabijać na odległość. Po przesłuchaniu Habusiewicza w sądzie grodzkim, zajął się nim sąd miejski a po nim kat. Orzeczono, że prawdę można dociec tylko za pomocą tortur. Przypalano go i trzykrotnie rozciągano na kole aż do połamania stawów, Żyd jednak nie przyznał się do winy. „Żadnych czarów nie umiem, anim żadnemu katolikowi na życiu nie szkodził. Żadnych trunków nie zaprawiałem, ani żeby insi to czynili nie wiem o tem. – krzyczał podczas „przesłuchania” Habusiewicz -  (…) Żadnej koszuli zakrwawionej nie zakopywałem, ani mnie nikt nie widział. (…)  Nie zamęczono u mnie żadnego katolika, ani ja go nie męczyłem. (…)To prawda, żem mówił na torturach: Choćbyście mnie i na skwarki spalili, to nie powiem, bo nie wiem …”. Akta sądu miejskiego milczą o dalszych losach oskarżonego.

 

Ułaskawienie przez ścięcie

Dziesięć lat później w podsądeckiej wsi Posadowa zaginął 3,5 letni chłopiec. Tak jak uprzednio i tym razem kozłem ofiarnym uczyniono Żyda, arendarza miejscowego browaru – Joska Markowicza zwanego Bobowskim. „Zarżną dziecko nożem przez szyję i ze złością większą niż u wściekłego psa poćwiartował” – głoszą akta sądu grodzkiego. W zbrodni pomagać miał mu zięć. Krew „tyle co dwie kwarty wlali do garnca i zakopali w ziemi pod kadzią, do której zlewano gorzałkę i pokryli deskami”. Do zbrodni Joska rzekomo namówiła żona i córka, w ten sposób cała rodzina została osadzona w więzieniu i wkrótce poddana torturom. Kobiety nie wytrzymały okrutnego cierpienia i nie tylko zeznały to, czego od nich żądano, ale także przyjęły chrzest. Choć nie chronił ich przed egzekucją, skracał tortury i ... gwarantował szybką śmierć przez ścięcie. Poddał się także w końcu zięć Joska Markowicza. On sam do końca nie przyznawał się do zabójstwa dziecka, pomimo dużego zaangażowania sądeckiego kata. Umarł w męczarniach – to pewne, sposób wykonania wyroku nie jest jednak znany.  Tego samego roku ścięto także dwóch innych Żydów za „męczenie chrześcijan”.

 

Dwa głębokie doły

Niedługo potem, 23 maja 1769 r. w jarmark na św. Wojciecha wybuchł pożar w domu Żyda Judka, obok kościoła Franciszkanów. „Spłonęła cała jedna dzielnica miasta razem z 40 katolickimi i 36 żydowskimi domami i ich bożnicą. Prócz tego zagorzały przyległe budynki zamkowe, oficyny zaś opata norbertańskiego po części zgorzały, a po części w chwili gaszenia znacznemu uległy zniszczeniu” – pisał ks. Jan Sygański w swojej książce o historii Nowego Sącza. Jako, że pożar zniszczył również przyległy klasztor Franciszkanów, gwardian franciszkański-ksiądz Bonawentura Sikorski złożył do Stanisława Augusta skargę przeciwko Żydom. W odpowiedzi król zabronił im budować swych domów w pobliżu klasztoru, a także nakazał wynagrodzić straty poniesione w wyniku pożaru. Tragedia tylko zaostrzyła animozje między tutejszymi chrześcijanami a Żydami, rozbudzając w tych pierwszych niechęć i doprowadzając do kolejnych populistycznych oskarżeń skierowanym przeciwko drugim. Według Sygańskiego - „w chwili pożaru odkryto pod domem Żyda Judka dwa głębokie doły do których Żydzi zwłoki zabitych chrześcijan wrzucali i pilnie ukrywali, aż wreszcie jawne poszlaki znalezionej odzieży i gnijących ciał ludzkich odsłoniły całą ohydę zbrodni żydowskich”. O tym, czy Judka, lub kogokolwiek innego ukarano ksiądz historyk nie wspomina.

 

Lud zawsze domagał się chleba i igrzysk, rozrywki w prostej, niekiedy brutalnej formie. Jedną z nich były publiczne procesy, tortury, egzekucje na oczach rozbawionej gawiedzi. Żyd był obcy, inny w swej obyczajowości i religijności, a przy tym stanowił poważną konkurencję w interesach. Stawał się przez to idealnym winnym, domniemanym skrytobójcą, czyhającym na krew nabożnego chrześcijanina. Bzdurne przesądy przetrwały wieki. Po II wojnie światowej, holocauście i obozach zagłady  w Polsce ostała się ledwie garstka Żydów. Pozostały także zabobony, których nie zdołała wyplenić pożoga wojenna. W 1945 r. w Krakowie i rok później w Kielcach doszło do kolejnych oskarżeń o mordy rytualne, które stały się impulsem do krwawego pogromu.

 

Anna Dominik

 

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Dzienniku Nowosądeckim". Dziękujemy Autorce za udostępnienie go na naszą stronę. 

Fragment obrazu w sandomierskiej katerze, na którym przedstawiono rzekomy "mord rytualny". Fragment obrazu w sandomierskiej katerze, na którym przedstawiono rzekomy "mord rytualny".