NOWY SĄCZ - CZERWIEC 1939, cz. 2 - ostatnie dni międzywojennego Sącza

Powoli ruszał sezon wypoczynkowy nad Dunajcem. Radni apelowali o opiekę nad plażą. Proszono o postawienie tablic orientujących dla kąpiących się, rozbieralni i ustępów, przez uruchomienie światła, wyrównanie brzegów, wyznaczenie stałej straży nad kąpiącymi się, pilnowanie czystości ogrodzenia nad Dunajcem i na plaży, wreszcie przez umieszczenie tablic orientujących na rogu  ul. Jagiellońskiej i Kościuszki, dla zorientowania obcych o dojściu do ogrodu i plaży. Nad Dunajcem zdarzały się też pierwsze kradzieże. Jakub Grossner poszedł kąpać się nad Kamienicę, zostawił ubranie na plaży i ukradziono mu marynarkę.

Prasa domagała się przykładnego ukarania „rzezimieszka”. Na plaży okradziono dziewczynę Jadwigę Puchalankę – zabrano jej medalik, sukienkę i medalik z złotym łańcuszkiem. Plaża sądecka jest urządzeniem zdrowotnym – pisał „Głos Podhala”,a tymczasem z powodu zniszczenia tam na Dunajcu nie było do niej dostępu – woda się rozlała po wysepkach. Zaradzając temu Rada Miasta wykonała specjalną kładkę. Zarząd Wód umył ręce w tej sprawie…

25 czerwca w rzece utopiła się Katarzyna Hamiga ze Stadeł, która pędziła bydło z pola. Tego samego dnia Dunajec pochłonął pierwszą ofiarę w Nowym Sączu - Eliego Blumenfelda, 12 latka. Chłopiec wpadł w głęboki staw, gdzie skakał głową w dół. Utknął w mule i mimo pomocy nie udało się go uratować, choć na miejscu było trzech lekarzy… Nad Dunajcem były też inne problemy, bardziej… ekologiczne. W prasie pisano o pięknej i malowniczej grupie wierzb za parkiem nad Dunajcem, które ktoś przetrzebił. Tymczasem mieszkańcy Wólek zwrócili się do Magistratu o zrobienie porządku z wronami i kawkami, które rozmnożyły się w drzewach nad Dunajcem i w pobliskim parku. Odchodami swymi zanieczyszczają niemożliwie powietrze - pisano.

Pogoda sprzyjała rozkojarzeniu kierowców i sporo było wypadków. Rowerzysta, na Jagiellońskiej potrącił Zosię Leśniak z Chełmca. 10 letnia Emilia Polka z Popardowej została „najechana” furą Ziemnika z Trzetrzewiny. Słowik Zofia z ul. Królowej Jadwigi szukała 13 – letniego syna Zenona, który 16 maja wyszedł z domu i nie wrócił. Motocyklista potrącił chłopaka na Piotra Skargi. 15 czerwca o g. 15:30 zderzyły się dwa samochody na ul. Pierackiego i Nawojowskiej – Franciszka Kasperkiewicza (półciężarowy) i Schmerla Kaphana (ciężarowy). Obydwaj kierowcy było winni, ale nie odnieśli na szczęście uszczerbku na zdrowiu. Niebezpiecznie jeżdżono na rowerze - 22 czerwca Władysław Bryniak jechał z roboty rowerem tak szybko, że spadł z serpentyn na Juście. Uderzył głową o skały i jego stan zdrowia był ciężki. Do nieszczęśliwego wypadku doszło w kamieniołomie w Klęczanach, gdzie urwał się 150 kg blok kamienia i zabił robotnika o nazwisku Piwowar z Chomranic.

U Michała Bobrowskiego na ul. Szczepanowskiego doszło do pożaru - spalił się tylko dach. Przyczyny pożogi nie były znane, a straty oszacowano na ok. 3 tys. zł. Sprawa była podejrzana więc policja zatrzymała właściciela. Nie brakowało pożarów w innych miejscach. W Gaboniu spłonęła stodoła podpalona przez 3 latka. Palił się też młyn Stanisława Brunickiego w Starym Sączu. Niebezpieczne nie tylko dla zabudowań, ale też ludzi stawały się burze. Piorun zabił konia i poraził wieśniaka  - pisała prasa o wypadku w Rdziostowie. Władysław Turski nieprzytomny został zawieziony do szpitala. Jak opisywano piorun wpadł przez dachówkę do stajni. 19 czerwca na rynku w Starym Sączu porażony został od pioruna Wojciech Florek z Gabiona i Marian Janik z Owieczki. Zginęły wówczas 2 konie.

W mieście grasowali złodzieje. Gałda Józef z dzielnicy kolejowej zgłosił, że ukradziono mu czekoladę, nici, tytoń i inne wyroby o łącznej wartości 400 zł. Złodzieje wybili mu dziurę w sklepię od podwórza. Ofiarą oszustów padł także PTG „Sokół”. Instytucja wypłaciła „delegatowi” z Warszawy 61 zł za zamówione książki, przy czym ten zabrał pieniądze i zniknął. Książek nikt nie widział, a naciągacz wyjechał z miasta. Z ustępu na Narutowicza 6 ukradziono drogą ołowianą rurę. Stanisława Sekułowicz została okradziona przez „torebkarzka” na Długosza. Straciła 200 zł. Złodziej grasował nawet w kościele jezuitów. W czerwcu próbował okraść obraz Matki Boskiej Pocieszenia, ale rozbił tylko puszkę z kasą.

Rozpoczynał się też sezon sportowy. 17 czerwca miały miejsce zmagania lekkoatletyczne ze sportowcami z Cracovii, a potem uroczysty obchód Święta Morza. Po południu na Jordanówce odbyły się zawody sportowe w siatkę, pokazy dzieci z Szkoły Powszechnej im. Jadwigi, śpiewał chór Szkoły Podstawowej Jana i Urszulki Kochanowskich pod batutą E. Fydy. Wieczorem nad Dunajcem zapalono ognisko. Niestety, jak zauważyła prasa, publiczność musiała siedzieć na mokrej trawie – nawet wiceprezydent miasta. Apelowano o sprawienie ławek w tym miejscu. Prasa prosiła także o ogrodzenie Plant miejskich. Niegdyś od strony ul. Konarskiego znajdował się żywopłot, który wycięto w 1930 r. Dziennikarze uważali, że ogrodzenie zapewni większe bezpieczeństwo dzieciom.

Osobliwą informacją była prasowa wiadomość o sąsiedzkich stosunkach pomiędzy Taubą Stern i Lają Gluck. Ta pierwsza nie znosiła tej drugiej, więc rozlewała wodę po podłodze kamienicy tak, że lała się niżej, do sąsiadki. Pani Gluck postanowiła poinformować gazetę o złośliwości Sternowej…  

Już po maturach można było wyczuwać zbliżające się wakacje. 17 czerwca „Gazeta Podhalańska” wydała specjalny numer poświęcony uzdrowiskom. Robiło się coraz cieplej, dlatego „Głos Podhala” żartował z Franciszka Udzieli, który na ul. Królowej Jadwigi zgubił… beczkę piwa. Warta była 45 zł, a jak na złość należała do kogoś innego - Izraela Wasserlaufa z Chełmca. Znalazca, jak dotąd „nieuczciwy” z pewnością skonsumował ożywczy trunek, szczególnie w obecnym okresie gorąca – pisała prasa.

 

Łukasz Połomski

 

Sądecka Wenecja w latach 30. XX w. Zbiory POLONA. Sądecka Wenecja w latach 30. XX w. Zbiory POLONA.