MIĘDZYWOJENNI KRAWCY - historia żydowskich krawców cz. 2
Zawód krawca należał do najpopularniejszych w międzywojniu. Historia żydowskich krawców wpisała się w dzieje powojennego miasta, jest bardzo bogata i ciekawa.
Co ciekawe, w międzywojniu największą grupą zawodową w Nowym Sączu byli rzeźnicy, zaś pośród Żydów – piekarze. Pod koniec międzywojnia (1936 r.) statystyki się odwróciły: w powiecie wśród rzemieślników dominowali krawcy żydowscy (152), rzeźnicy (96), piekarze (59) i szewcy (57). Zawód krawca był jednym z najczęściej wybieranych, choć nie miał przed sobą wielkich perspektyw. To dane oficjalne. Ale nie zapominajmy o szarej strefie. Niemal w każdym domu znajdowała się maszyna do szycia. Wielu rzemieślników było niezarejestrowanych. Mimo to daleko było Sączowi do Krakowa, Tarnowa czy Bielska – ośrodków żydowskiego krawiectwa.
Większość osób uprawiających omawianą profesję należało do Związku Zawodowego Krawców w Nowym Sączu. Wówczas krawcy wyznania mojżeszowego dominowali w tej organizacji, toteż na jej czele najczęściej stali Żydzi. Na początku lat 20. XX w. był to Mozes Westreich, który nadał Związkowi lewicowy charakter. Ten sam człowiek przewodniczył żydowskiemu Stowarzyszeniu „Naprzód”, skupiającemu robotników o komunistycznych poglądach. Wielu Żydów, którzy nie zgadzali się z nurtem politycznym dominującym w organizacji opuszczali organizację. Polityka rozgrzewała środowisko krawieckie. Głośnym echem w mieście obiła się sprawa ulotek w Związku. Kasjerka zatrudniona w organizacji, Sabina Hausner, miała przy sobie ulotki komunistyczne. Po tym wydarzeniu rozpoczęło się śledztwo przeciw: Samuelowi Gelfantowi, Rosie Rotman, Izraelowi Birnbaumowi, Samuelowi Sindlowi, Hermanie Arbeitsmanowi, Izydorowi Greinowi, Adolfie Landenbergu.
Warunki pracy w zakładach były opłakane - krawcy, tak jak inni robotnicy, próbowali walczyć o swoje prawa strajkując. W 1922 r. doszło do protestu m.in. u krawca Kemplera i innych zakładach, głównie małych. Trzeba pamiętać, że pracę krawcom nie ułatwiały bojkoty handlu. W Nowym Sączu endecja często zachęcała, aby nie kupować żydowskich towarów – katolicy najczęściej szyli u katolików – pod warunkiem, że było ich stać. Krawcy wyznania mojżeszowego byli tańsi i bardziej elastyczni w spłatach pożyczek niż ich chrześcijańscy koledzy. Stąd prawdziwą sensacją, ośmieszającą ruch narodowy w Nowym Sączu była wieść, że jeden z najbardziej zagorzałych endeków w latach 30. - major Słyś - szyje ubrania u Żydów. Informacja była na tyle pikantna, że podał ją nawet „Głos Podhala”, wiodąca gazeta na Sądecczyźnie.
O skali ubóstwa krawców sądeckich wyznania mojżeszowego świadczą też pożyczki, które zaciągali nie tyle na rozwój swoich zakładów, co na ich ratowanie przed bankructwem. Bezcenna była tutaj kasa Gemilut Chased, która udzielała często nieoprocentowanych pożyczek.
Mimo niepewnych zarobków i kariery nauka krawiectwa była bardzo popularna wśród młodych chłopców i dziewcząt. Jakub Muller wspominał, że sam uczył się zawodu w znanej pracowni Teichlerów na ul. Wazów. Załatwienie takiej nauki wcale nie było proste i wymagało znajomości. Naukę tego zawodu podjęły też jego siostry. Rzadkością wśród Żydów była nauka zawodu wśród polskich rzemieślników. Wśród wyjątków był Wolf Rottenberg, który zawodu krawca uczył się u w zakładzie Jana Rechowicza w Nowym Sączu, jednym z najlepszych w mieście. Część z krawców uczyła się także na specjalnych kursach, co było dla nich powodem do dumy. Przed wojną chwalił się tym Herman Friedman, który kurs krawiecki odbył w Wiedniu. W latach 30. XX w. własną pracownię otworzył na ul. Lwowskiej 25.
Krawcy mogli prowadzić po zakończonej nauce bardziej lub mniej oficjalną działalność. Wielu nie było stać na otwarcie zakładu, toteż szyli dorywczo w domach. Kombinowali na różne sposoby. Wielu mieszkańców zarabiało w małych firmach rzemieślniczych, przeważnie byli oni krawcami, którzy szyli konfekcję. Tak jak rodziny Lew, Braun, Kolber, Schimel, Neustat, Bittersfeld i Berliner. Jeden Berliner pracował przy ulicy Jagiellońskiej, a inny – obok „Jesod haTora”. Byli tacy, co przyjmowali uszyty towar, tak jak Cwi Teler i inni – wspominał Markus Listig. Działających legalnie można odnaleźć w spisach adresowych międzywojennego Nowego Sącza.
Były firmy, które zdobywały uznanie Sądeczan. Jeden z największych żydowskich zakładów krawieckich w Nowym Sączu posiadał Zygmunt Greiman, który zatrudniał aż cztery osoby. Jednym z najbardziej znanych rzemieślników wykonujących ten zawód był Gerson Braun, który warsztat prowadził ja Jagiellońskiej 17. Jako datę założenia firmy podawał 1886 r. Wykonywał przede wszystkim płaszcze i kostiumy. Pracownia Brauna została odznaczona dyplomem Ministerstwa Handlu i Przemysłu na wystawie w Warszawie w 1928 r. Mógł się pochwalić tym odznaczeniem, bowiem żaden inny lokalny krawiec go nie miał. Pod sądeckim zamkiem, z maszyn zakładu Markusa Friedenbacha schodziła garderoba dziecięca, mundurki szkolne i ubiory sportowe. Dzięki temu pomysłowy krawiec wypełniał lukę na rynku i znalazł spory zbyt.
Także poza miastami działo wielu krawców żydowskich (np. M. Dora w Gostwicy, A. Steinberger w Mochnaczce Wyżnej). Wyznawcy religii mojżeszowej pracowali także w innych zawodach związanych z odzieżą: Izrael Hönig prowadził w stolicy regionu wytwórnię ubrań przy ulicy Poprzecznej 31, zatrudniając pięć osób. Przy ulicy Jagiellońskiej 6 mieścił się zakład modniarski Anny Reibeise.
Łukasz Połomski