KAT STAREGO SĄCZA - Franciszek Lawitschka

 

Mówili o nim – porządny obywatel z nienaganną opinią. Pracował na kolei jako pomocnik ślusarza, ożenił się z miejscową dziewczyną. Udzielał się społecznie, przynależał do polskich organizacji. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za kilka miesięcy niepozorny sąsiad zamieni się w bezwzględnego mordercę...

Różnie zapisywano jego nazwisko: Lawitschka, Lawiczka, Lawicak. Urodził się w Teplicach w niemieckiej rodzinie w 1899 r. Dziewiętnaście lat później wraz z rodzicami przeniósł się do Starego Sącza, a w 1926 r. przyjął obywatelstwo Polskie, stając się pełnoprawnym członkiem miejscowej społeczności. Zapisał się do „Sokoła”, zasiadał nawet w jego zarządzie, przynależał do formacji „Strzelec”, udzielał się w „Bratniej Pomocy Kolejowej”. Rzec by można - Polak pełną gębą, do tego zaangażowany aktywista, społecznik. I nagle wszystko się zmieniło. We wrześniu 1939 r. Franciszek Lawitschka znowu poczuł się Niemcem, oddanym ojczyźnie i fürerowi. Po wkroczeniu wojsk hitlerowskich został przymusowo ewakuowany wraz z innymi osobami pochodzenia niemieckiego, powrócił jednak szybko do Starego Sącza. Wtedy zaczęła się jego błyskawiczna kariera. We wrześniu zatrudnił się jako tłumacz przy komendancie miasta. Wkrótce przyjął na powrót obywatelstwo niemieckie, wstąpił do Gestapo, a w 1940 r. awansował na komendanta policji porządkowej. Wtedy objawiła się jego prawdziwa natura: stanowisko to piastował z taką gorliwością i sadyzmem, że zyskał miano największego kata i oprawcy ze wszystkich hitlerowców, którzy gnębili ludność Starego Sącza – czytamy w aktach z procesu Lawitschki.  

Nie miało już znaczenia, czy dawny kolega z pracy, czy sąsiad – każdy mógł zostać aresztowany i skatowany podczas brutalnych przesłuchań, z których Lawitscha słynął. W 1940 r. za sprawą nowego komendanta do więzienia trafił Marian Kler, niegdyś dobry znajomy, teraz „polnische Schwein”. Za pierwszym razem zwolniono go dość szybko, po drugim już nie wrócił. Lawitschka osobiście „asystował” przy jego przesłuchaniu, później wraz z trzydziestoma innymi aresztowanymi Kler został wysłany do Oświęcimia. Z tamtego transportu ocalały tylko trzy osoby.

 Musimy wytępić Żydów, gdziekolwiek ich spotkamy i gdziekolwiek się da - mówił na posiedzeniu rządu Generalnego Gubernatorstwa Hans Frank. Franciszek Lawitschka sumiennie wykonywał to, co do niego należało, być może wierzył w słuszność sprawy, być może interesowały go tylko stanowiska i profity. Wyłapywał Polaków, nade wszystko jednak tępił Żydów. Od początku wojny w stosunku do mniejszości izraelickiej wprowadzane były kolejne obostrzenia – nakaz noszenia identyfikacyjnych opasek z gwiazdą Dawida, zakaz swobodnej komunikacji, zmiany miejsca zamieszkania i pobytu, a także prowadzenia handlu.  Hitlerowcy konfiskowali mienie żydowskie, przejmowali sklepy i restauracje. Meble, ubrania, zastawy stołowe, biżuteria, co cenniejsze rzeczy trafiały w ręce Niemców, inne sprzedawali dla zysku.  Przypuszczalnie już w 1940 r. Lawitschka zagarnął dla siebie lokal Finderów, słynący w całym województwie krakowskim z doskonałych pstrągów i łososi oraz wykwintnych trunków. Interesem zajęła się jego żona Maria, prowadząc restaurację tylko dla Niemców.

W Starym Sączu, tak jak w wielu innych większych miejscowościach Sądecczyzny powstało getto, utworzone wiosną 1942 r., w którym skoncentrowano Żydów z całej okolicy. Nie przetrwało długo. Już w sierpniu, przypuszczalnie w skutek rozprzestrzeniania się epidemii czerwonki, przystąpiono do jego likwidacji. Akcję nadzorował sam Lawitschka. Niemal 1,5 tysiąca osób zostało przegnanych do getta w Nowym Sączu, część z nich – głównie osoby starsze i niedołężne rozstrzelano w wiklinie nad Popradem. Wraz z usunięciem mniejszości izraelickiej ze Starego Sącza komendant rozpoczął polowanie na ukrywających się Żydów. Latem tego roku dopadł trzy kobiety, dwie z nich zabił od razu, trzecia rzuciła mu się do nóg błagając o darowanie życia. Lawitschka nie okazał litości, najpierw odtrącił ją kopniakiem, potem wycelował pistoletem w głowę. Wkrótce zastrzelił jedną i dobił dwie kolejne osoby wyznania mojżeszowego na podwórzu Zarządu Gminnego. Tego samego dnia zginęła jeszcze jedna ofiara, zbrodni tej dokonał on z całym sadyzmem, bo drgające ciało w konwulsjach przedśmiertnych przycisnął butem – mówią dokumenty procesowe.

Na starosądeckiego kata partyzanci sposobili się wielokrotnie. Jednym z najważniejszych zadań było rozpracowanie i zlikwidowanie (...) gestapowca Franciszka Lawitschki – pisał w swoich wspomnieniach Tadeusz Czech, pseudonim „Wicek” – Można go było swobodnie zlikwidować w dzień lub wieczorem, bo śmiało chodził po mieście bez obstawy, nie ukrywał się. Okazji było wiele, ale Bronisław Wacławski „Domian”, dowódca Egzekutywy Inspektoratu „Niwa”, do której należał „Wicek”, wyraźnie zabronił wykonania wyroku wieczorem lub w nocy. Akcja miała być widowiskowa i odbyć się za dnia, dla podtrzymania ludzi na duchu i pokazania, że Polska żyje, działa i karze za zbrodnie... „Domian” zdecydował, że sam zabije komendanta, termin wyznaczył na niedzielę po mszy o 10-tej, gdy na rynku zbierało się sporo ludzi. W ostatniej chwili zwierzchnictwo zabroniło Wacławskiemu wykonania operacji ze względu na zajmowane przez niego stanowisko. Na popołudnie 22 maja 1943 r. została zaplanowana kolejna akcja. O tej porze Lawitschka zwyczajowo wychodził na rynek spotkać się ze swoimi współpracownikami. Była sobota, kręciło się wiele osób. Godzina rozpoczęcia operacji minęła, a gestapowiec nie pojawiał się. Wokół rynku spacerował tylko żołnierz Wermachtu uzbrojony w bagnet. Spiskowcom puściły nerwy i akcja została odwołana, wtedy pojawił się cel. Było już za późno, partyzanci zeszli ze swych stanowisk. Kolejna okazja została zmarnowana, dlatego „Domian” uznał, że należy pozbyć się Lawitschki bez względu na porę dnia, byleby skutecznie. Nie powiodły się także kolejne próby zamordowania starosądeckiego oprawcy, „projektowaliśmy nawet wykończenie Lawitschki wraz z całym towarzystwem konfidentów, gestapowców w czasie przyjęcia w dniu 3 grudnia, kiedy obchodzi imieniny. – wspominał Tadeusz Czech „Wicek”- Mieliśmy, oczywiście przy współudziale kilkunastu ludzi obrzucić granatami ucztujące grono. Akcja ma się rozumieć nie odbyła się po spokojnym rozważeniu sprawy”. 

Wiosna i lato 1944 r. przyniosły wschodnim obszarom Polski wyzwolenie spod jarzma niemieckiego. Lawitschka musiał mieć świadomość, że wynik wojny jest już przesądzony i pozostanie w Starym Sączu może skończyć się dla niego tragicznie, dlatego w czerwcu wraz z wycofującymi się rodzinami niemieckimi uciekł do rodzinnych Teplic. Stąd w 1945 wyjechał do Jeny. Być może wierzył, że uda mu się uniknąć sprawiedliwości, że skoro przedostał się do Niemiec, nic mu już nie grozi. Mylił się, tu został aresztowany i we wrześniu 1953 r. przekazany władzom polskim. Proces odbył się rok później w dniach 25-27 marca przed Krakowskim Sądem Wojewódzkim na sesji wyjazdowej w Nowym Sączu, mimo iż opinia publiczna domagała się, by rozprawa miała miejsce w sali kina „Poprad” starosądeckiego „Sokoła” i była transmitowana na całe miasto przez lokalny radiowęzeł. W czasie procesu, podczas którego zeznawało ponad 60-ciu świadków, Lawitschka wyparł się przynależności do gestapo oraz wszystkich zarzucanych mu czynów. 29 marca 1954 r. starosądecki „kat” został skazany na śmierć. „Kara ta nie jest odpłatą, bo za zbrodnie, jakich dopuścił się oskarżony nie stanowi ona odpowiednika. Kara jest eliminacją oskarżonego spośród społeczności ludzkiej, albowiem taka jednostka nie rokuje żadnych nadziei aby kiedykolwiek potrafiła zdobyć się na resocjalizację” – brzmiało uzasadnienie wyroku, który wykonano 11 stycznia 1955 r. o godz. 16:30 w Nowym Sączu.

 

***

Oskarżony był jednym z najbardziej okrutnych ciemiężycieli miejscowej ludności, nie znający litości wobec dzieci, kobiet i chorych. (...) Jest typowym okazem faszysty dla którego obce są uczucia człowieczeństwa. (...) W nieludzki sposób mordował Żydów, strzelał i aresztował Polaków, urządzał łapanki na terenie Starego Sącza a owocem jego pracy jest to, że nie ma prawie rodziny w tej mieścinie, by ktoś nie padł ofiarą z jego rąk... - mówią akta.

 

Anna Dominik-Krupa

 

Przykładowa bibliografia:

  • Odpis sentencji wyroku wraz z uzasadnieniem w sprawie przeciwko Franciszkowi Lawitschce, Muzeum Regionalne w Starym Sączu
  • Wspomnienia Tadeusza L. Czecha p. „Wicek” – „Tym groźniejszy, że zdecydowany umrzeć”
  • Artykuł Izabeli Gass „Franciszek Lawitschka-kat Starego Sącza”, Rocznik Sądecki t. XXI, 1993

 

 

Franciszek Lawitschka - kat Starego Sącza. Franciszek Lawitschka - kat Starego Sącza.