JEDZIEMY DO IZRAELA - wspomnienia Markusa Lustiga

14 maja 1948 r. ogłoszono powstanie Izraela. Wówczas w nowym kraju znalazło się wielu sądeczan, także Markus Lustig. Tak opisał w swoich wspomnieniach pierwsze tygodnie w Izraelu. Swoją opowieść zaczyna jeszcze w Niemczech…

Gdy zaciągnąłem się wraz z Azrielem do Hagany, pojechaliśmy do obozu treningowego w Hochland, niedaleko od naszego obozu. Odbywaliśmy tam ćwiczenia sportowe i apele poranne, jak w wojsku. 14 maja 1948 r., w dzień ogłoszenia niepodległości Izraela, zostaliśmy wezwani na uroczysty i wzruszający apel na cześć powstania państwa żydowskiego w Palestynie. W czerwcu przywieziono nas na stację kolejową, by udać się do Francji a z niej do Palestyny. Cały transport został załadowany na pociąg, gdy nagle dostaliśmy rozkaz opuszczenia wagonów i wyjazdu wojskowymi ciężarówkami przykrytymi brezentem, pd szyldem organizacji HaBricha - Ucieczka. Przybyliśmy do sali, w której spędziliśmy jedną noc a potem zawieziono nas do Strasburga, gdzie przyjął nas przedstawiciel HaBrichy. Załadowaliśmy się do pociągu, który jechał w stronę Leon. Ciężarówką pojechaliśmy do obozu Hagany we Francji (…).

Płynęliśmy morzem przez siedem dni. Dostaliśmy raptem trochę jedzenia i picia. Spaliśmy na długich, trzypiętrowych pryczach, ale nie zwracaliśmy uwagi na warunki wyżywienia, najważniejsze było dotrzeć do kraju i pomagać. Wiele z tych osób chorowało na chorobę morską, ja jednak nie ucierpiałem. Zrobiłem kilka zdjęć, poznałem nowych kolegów. Gdy wchodziliśmy do portu, zobaczyłem z morza piękną Hajfę, jeden z bardziej wzruszających widoków. 11 lipca 1948 r. moje nogi stanęły na ziemi Izraela, w porcie hajfskim. Natychmiast przeniesiono nas do obozu obok Hadery, niedaleko morza. Przydzielili nam namioty z łóżkami, białe prześcieradła i jedzenie.

W obozie był kiosk, w którym sprzedawano lody. Kupiłem je. Sfotografowałem miejsce a następnego dnia rankiem przewieziono nas do Beit-Lid, dużego wojskowego obozu. Dopóki byłem w wojsku, nie miałem miejsca do spania w Izraelu. 12 lipca było bardzo gorąco, ja i mój kolega Paliwoda spaliśmy w jakiejś dziurze obozowej. Ważne, że dostawaliśmy jedzenie. Tego dnia zajęto Lud i Ramlę, po raz pierwszy zobaczyliśmy arabskich jeńców. Nazajutrz, 13 lipca, przeszedłem wszystkie wojskowe badania lekarskie, zaciągnąłem się do wojska i dostałem numer 77115. Zostałem przeniesiony, wraz z innymi kolegami, do obozu Kfar Jona, do bazy adaptacyjnej Palmach-u. Paliwodę [kolega Markusa – red.] zmobilizowano do jednostki Negewu i posłano go do Sodomy.

Zespół przyjął nas bardzo ładnie. Obchodzili się z nami dobrze. Dostaliśmy miejsce do mieszkania, łóżka, przeszliśmy kurs nauczania wojskowego, hebrajskiego, ćwiczeń polowych, ćwiczeń z bronią, dyżurów kuchennych i apeli. Nasz oddział składał się z facetów z różnych krajów: Polski, Węgier, Rosji, Niemiec, Holandii, Francji, Belgii. Miałem aparat i cały czas fotografowałem. Po czterech dniach w punkcie zbornym dostaliśmy urlop na urządzenie się. Walizki, które przywieźliśmy statkiem, znajdowały się w Pardes Chana, na placu Agencji Żydowskiej. Znalazłem swoją walizkę i pojechałem do Hadery. Wszedłem do sklepu i na, moje szczęście, sprzedawca mówił w jidysz.

- Nie mam nikogo w kraju, nie mam rodziny i nie znam tu nikogo – opowiadałem mu.

- Tak, to się teraz często zdarza – odpowiedział mi (…)

Pod koniec lipca wzięto nas wojskową ciężarówką i dołączono nas do szóstego pułku brygady Harel, w której służyłem aż do rozwiązania Palmachu. Pojechaliśmy w stronę Szaar Hagaj, do bazy „Saris”, obecnie Szoresz, bazy szóstego pułku z brygady Harel w Palmachu. Dołączono nas do drugiej kompanii. Na terenie bazy były dwie studnie, wokół których ciągnęły się sady. Komenda i zaopatrzenie znajdowały się na dole, obok szosy, a nasza kompania usadowiła się na górze. Dostaliśmy wyposażenie, na które składało się: materac, koce i broń. Dwukrotnie wspięliśmy się na górę, aby przynieść sprzęt. Byliśmy młodzi. Spotkaliśmy się z weteranami, którzy opowiadali nam, że w jednym z oddziałów połowa składu została wybita. Powoli aklimatyzowaliśmy w oddziale. Nasz pluton został rozproszony wśród trzech punktów strategicznych w Szaar Hagaj. Zostaliśmy wysłani na punkt nr 7, gdzie siedziało czternastu żołnierzy. Dowódcy pytali, kto chce robić jedzenie i gotować. Zgłosiłem się na ochotnika na kucharza. Koledzy pilnowali, a ja gotowałem. Dali mi do pomocy Fredę - prowadziła zaopatrzenie, które dostawałem prawie każdego wieczoru od dostawcy z Synaju, z szosy na dole. W tamtych dniach zrobiłem zdjęcie punktu strategicznego, po północnej stronie szosy prowadzącej do Jerozolimy.

Markus Lustig

Reszta wojennych wspomnień Markusa Lustiga znajduje się w książce „Skrwawiony puch”.

 

W drodze do Izraela na statku "Mała Panama". W okularach Markus Lustig. W drodze do Izraela na statku "Mała Panama". W okularach Markus Lustig.
Markus z członkiniami Palmachu. Markus z członkiniami Palmachu.