JAGIELLOŃSKA, JAKIEJ NIE ZNACIE!

Na początku czerwca odbył się spacer ulicą Jagiellońską, który zorganizował Sądecki Sztetl. Historia, jaką poznali uczestnicy tej „mini wycieczki” prowadziła wielokulturowym, ciekawym szlakiem.

Jagiellońska, Węgierska - to tylko niektóre nazwy głównego traktu miasta. O patronie ulicy – Jagielle, przypomina pomnik, który wisi na kamienicy nr 8. W czasie wojny Niemcy chcieli usunąć pogromcę Krzyżaków z centrum miasta, ale sprytem wykazał się Eugeniusz Aleksander, dyrektor mieszczącej się tutaj Kasy Zaliczkowej. Dzięki zaangażowaniu wielu ludzi, pomnik ściągnięto, pocięto na małe części i schowano w piwnicy. Po wojnie, Jagiełło mógł powrócić na swe miejsce. Budynek pod „ósemką” ma jednak dużo ciekawszą historię. Powstał dla Kasy Zaliczkowej (instytucja bankowa), gdzie zdaniem galicyjskiej prasy dochodziło do wielkich malwersacji finansowych…. Oczywiście z udziałem władz miasta. Jakby było mało, na parterze tej kamienicy mieściła się restauracja Oleksego, w której naczynia zmywano wodą z Kamienicy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wodę pobierano tuż za ściekiem nieczystości, nieopodal wylotu kanału ze szpitala. Nie ma co się dziwić, że prasa sądecka utrzymywała, że poi się tu klientów… gnojówką.

Zdecydowanie lepszą renomę miał zakład gastronomiczny obok, czyli cukiernia Dzięciołowskiego (pod „6”). Jej właściciel nie był jednak dobrym sąsiadem, bo z wszystkimi dookoła się wadził. Przeszkadzał mu nawet dźwięk agregatu z Kasy Zaliczkowej. Pod numerem „2” znajdowała się restauracja Kosterkiewiczów. Przeszłą do historii razem z proboszczem fary, ks. Janem Machaczkiem. Kapłan, razem ze swoim psem, przyszedł do karczmy – ku zgorszeniu parafian – w wieli piątek.  Widząc austriackich żołnierzy zajadających się kiełbaską, postanowił zamówić podobne danie! Zdziwieni ludzie tylko patrzyli co zrobi Machaczek, a ten rzucił kiełbasę swojemu psu i powiedział patrząc w stronę Austriaków: „Jedz, jedz, boś ty taki dobry katolik, jak i oni”…

Mówiąc o dobrym jedzeniu na Jagiellońskiej, nie możemy zapomnieć o Imperialu, pod numerem „14”. W XIX wieku kamienicę zbudowano dla Stubrów ale kupił ją Altschuller. Prasa pisała w tym czasie, że jako jedyny ma menu w języku żydowskim, zaś obsługa jest ordynarna. Antysemickie gazety podkreślały, że właściciel traktuje swoich służących gorzej jak zwierzęta, toteż miało tam dojść do próby samobójczej…. Imperial to także kino i Molly Picon! Tutaj, na parapecie bilety do kina rozdawała teściowa gwiazdy Hollywood, o czym dziś już mało kto pamięta.

Jagiellońska to historia fotografii. Tuż za kapliczką szwedzką pierwszą budkę postawił Vimpeller. Przedwojenne korzenie ma zakład Państwa Zacharskich i Furmanka. Właściciel tego ostatniego przypłacił życie w czasie II wojny światowej – został rozstrzelany w Biegonicach, bowiem pomagał polskim partyzantom.  Podobny los spotkał Stanisława Pennara, który był kupcem spod numeru „4”. Jako amator, wykonał szereg fotografii, m.in. egzekucji na cmentarzu żydowskim. Niestety zdjęcia zaginęły, a Pennar nie doczekał końca wojny…

Główny trakt miasta od zawsze słynął ze znanych rodzin kupieckich i przemysłowych. Nie można przemilczeć znaczenia Piszów (numer 5), którzy w 1849 r. otwarli pierwszą w mieście drukarnię. Kamienica nr 10 i leżąca po przekątnej 15, należały do bardzo bogatej rodziny Englanderów, którzy posiadali fabrykę wina, rosolisów i wódki w Dąbrówce Niemieckiej. Ritterowie, pod numerem 2, prowadzili skład wina. Oprócz tego przy Jagiellońskiej  mieściło się wiele znanych sklepów i zakładów, a ich spadkobiercami oprócz fotografów, jest istniejący do dziś zakład zegarmistrzowski Dobrzańskich.

Pośród lokatorów Jagiellońskiej znajdowało się wielu urzędników, kupców, nauczycieli, księży, lekarzy, prawników ale także artyści. Znajdująca się pod nr 60 Willa Maria, to jeden z najpiękniejszych domów w całym mieście. Tutaj pracował i mieszkał Bolesław Barbacki, znany sądecki malarz. W 1941 roku został rozstrzelany w Biegonicach przez Niemców. Wcześniej mieścił się tam piętrowy domek Kirschanków, rodziny organisty sądeckiego, który ponoć grał dobrze, kiedy zażywał więcej tabaki… W kamienicy obok Willi Marii wakacje spędzał słynny malarz Jacek Malczewski, który przyjeżdżał tu do swojej rodziny. Dziś o „artystycznym zacięciu” Jagiellońskiej przypomina Mała Galeria, czyli dawny dworek Józefa Zubrzyckiego. Został zbudowany przez Onufrego Trembeckiego, lekarza i burmistrza. Zubrzycki, który go odziedziczył, przekazał go na cele muzealne i biblioteczne. Fundator był człowiekiem renesansu – zbierał wiele eksponatów, pisał, kochał sztukę. Mieszkał w pięknym otoczeniu ogrodu miejskiego, czyli popularnych „Plant”.

Przy Jagiellońskiej, oprócz Trembeckiego mieszkało kilku burmistrzów miasta: Karol Slavik, Lucjan Lipiński, Stanisław Nowakowski, Ignacy Płochocki i Włodzimierz Olszewski.

Na końcu Jagiellońskiej znajduje się część, która była zamieszkana przez potomków osadników niemieckich, głównie z rodziny Aleksandrów, Uhlów i innych. Na ich gruntach powstały koszary wojskowe, dziś Gimnazjum i Liceum Akademickie. Cała ulica Jagiellońska od zawsze była wielokulturowa. Na całej długości mieszkali bogaci Żydzi, głównie kupcy. Mało kto wie, że pod nr 52, przy ścianie Urzędu Skarbowego podczas czasie II wojny światowej zabito pierwszego Żyda w mieście. Ci, którzy ocaleli po wojnie zamieszkali w jednej kamienicy – Jagiellońskiej 12. Na jej zapleczu znajduje się bożnica Bajs Nusn. Inny, już nieczynny dom modlitwy, znajduje się pod numerem 50. Na Jagiellońskiej mieszkało także wielu Rusinów. Pod numerem 36 mieścił się Bank Łemkowskij, a naprzeciw znajdowała się Bursa Ruska. Nasz spacer skończyliśmy zresztą przy ul. Kunegundy 8, gdzie znajdowała się cerkiew św. Mikołaja, rozebrana po II wojnie światowej.

O Jagiellońskiej można by mówić i pisać godzinami. Ta ulica jest naszym wielkim dziedzictwem!

Fot. R. Bobrowski. Fot. R. Bobrowski.
Fot. R. Bobrowski.  Fot. R. Bobrowski.
Fot. R. Bobrowski.  Fot. R. Bobrowski.
Fot. R. Bobrowski.  Fot. R. Bobrowski.
Fot. R. Bobrowski.  Fot. R. Bobrowski.