HISTORIA KWIATKOWSKIEGO ZE STAREGO SĄCZA

Stosunkowo niewiele wiemy na temat losów starosądeckich Żydów w czasie wojny. Każda informacja jest na wagę złota. W minionym roku zgłosił się do nas Pan, który opowiedział historię. Dziś się nią z Wami dzielimy.

Historia Żydów w Starym Sączu sięga początków XIX w. Tak, jak w większości miasteczek Galicji zajmowali się oni handlem i kupiectwem. W 1942 r. zostali zamordowani na Piaskach i w Bełżcu (pisaliśmy o zagładzie tej społeczności: http://www.sadeckisztetl.com/17-sierpnia-dzien-pochmurny-i-smutny-zaglada-starosadeckich-zydow.html ).

W 2019 r. zgłosił się do nas pan Paweł Kwiatkowski, wnuk człowieka, który pomoc Żydom przypłacił własnym życiem. Do dziś pan Paweł nie zapalił znicza na grobie dziadka – chciałby to zrobić, ale to niemożliwe. Nie wiemy, gdzie spoczywa. Jedna z wielu ran, które przeorały naszą sądecką ziemię, do dziś niezabliźniona.

Bohaterem historii jest krawiec, Franciszek Kwiatkowski, syn Andrzeja (ur. 1894 r. w Krakowie). Po ślubie na świat przychodziły jego dzieci: Franciszek, Józef, Kazimiera i Maria. Krawiec żył i pracował sobie spokojnie w Starym Sączu, posiadając liczne kontakty z ludnością żydowską. Wiadomo powszechnie, że jego zawód był popularny także wśród wyznawców religii mojżeszowej. Końcem tego świata był dzień 1 września 1939 r. Najstarszy syn - Franciszek - został zmobilizowany do 1 Pułku Strzelców Podhalańskich. Przemierzył szlak bojowy aż do Przemyśla, potem wrócił do domu. Następnie Franciszek junior został skierowany do pracy na zaporze w Rożnowie, gdzie Niemcy kończyli przedwojenną polską inwestycję. To nie było lekkie zajęcie, dlatego udało mu się od niego zwolnić pod pretekstem zleceń w zakładzie krawieckim.  

Zakład krawiecki Franciszka seniora Kwiatkowskiego mieścił się w budynku obecnego Banku Spółdzielczego przy ul. Daszyńskiego. W tym samym domu, już przed wojną, mieściła się Kasa Zaliczkowa. Niemcy pozwolili na jej działalność w czasie okupacji. Na parterze, z lewej strony był bank. Resztę pomieszczeń zajmowała polska rodzina, która wynajmowała pokoje. W podwórzu, w oficynie z rodziną mieszkał Kwiatkowski . Jego córki – Maria i Kazimiera – trafiły na roboty przymusowe do Niemiec.

Historię rodziny opisał T. Czech w książce Tym groźniejszy że zdecydowany zginąć (s. 53-54).  Pewnego dnia, jeden ze starosądeckich Żydów zwrócił się do krawca o przechowanie cennych przedmiotów. Być może przeczuwał nadchodzący koniec. Miał nim być Sperling, dentysta, który chciał ukryć narzędzia. Prawdopodobnie nie chodziło tylko o sprzęt dentystyczny, czy cenne przedmioty, ale również obiekty kultu religijnego.

Kwiatkowski postanowił schować przedmioty w nocy, tak żeby nikt nie widział. Pod ścianą Kasy Zaliczkowej, pod dachem, Kwiatkowski nocą wykopał dół i tam coś schował. Miejsce było dobrze wybrane, bo naprzeciw okna pracowni Kwiatkowskiego w odległość kilku metrów – pisał Czech. Rano krawiec udał się na rynek, gdzie kupił drewno i ustawił je na miejscu, w którym ukrył przedmioty. Miejsce było doskonale zakamuflowane, ale niestety sąsiedzi mieli czujne oko i postanowili się podzielić swoją wiedzą temat zachowania Kwiatkowskiego z Franzem Lawitschką. To postać wyjątkowo odrażająca, Niemiec, który od lat pracował na Sądecczyźnie – w czasie okupacji stał się sadystycznym mordercą współpracującym z okupantem.

Tak wydarzenia opisywał Czech: Następnego dnia [sąsiadka – red.] poszła do mieszkającego w rynku gestapowca Lawitschki, przyprowadziła na podworzec i pokazała: tu! Lawitschka wyprowadził z domu Kwiatkowskiego, kazał kopać. Szybko zostały odkryte przedmioty. Dla nadgorliwego volksdeutscha była to idealna okazja, żeby się wykazać. Dziś wiemy, że starsi mieszkańcy Starego Sącza nie wskazują jednoznacznie sąsiadki jako donosicielki. Tego się już nie dowiemy.

Lawitschka zabrał więc ze sobą Kwiatkowskiego seniora do Nowego Sącza. Razem z nim został aresztowany starszy syn Franciszek, który w niedługim okresie został wypuszczony. Co się stało z paczką? Tego nie wiemy. Ostatnią osobą, która ją posiadała był Lawitschka. Nie wiemy co się potem działo z Kwiatkowskim. Być może trafił w ręce Hamanna (szef gestapo) lub od razu został skazany na śmierć. Franciszek Kwiatkowski (senior) został rozstrzelany na cmentarzu żydowskim. Wszystko wydarzyło się prawdopodobnie w 1942 r.

Jednym upamiętnieniem Kwiatkowskiego jest umieszczenie jego nazwiska na tablicy  Pomnika Ofiar II Wojny Światowej na nowym cmentarzu w Starym Sączu.

Pan Paweł opowiada jeszcze jedną historię. Jego rodzina mieszkała na terenie wyznaczony pod starosądeckie getto (ul. Szeroka, dziś 11 listopada). Nie wysiedlili ich stamtąd ponieważ posiadali duże gospodarstwo. Dlatego dokwaterowano do nich Żydów, rodzinę piekarza Kurza  (Kunca?) z Łącka. W rodzinie pana Pawła często ich wspominano, szczególnie dzieci pana Kurza -  syna „Osieka” i córkę Hanię. Mieszkali tam do 1942 r., a potem pewnie podzielili los swojego narodu. Na tej samej ulicy mieszkało nielegalnie 7 osób narodowości żydowskiej wśród nich jeden ukrywający się przed Niemcami. Niestety, złapano ich i rozstrzelano.  

Historia rodziny Kwiatkowskich nie jest łatwa. To trudna opowieść o stosunkach polsko – żydowskich, o bohaterach i zdradzie. Taka była wojna. Musimy o takich historiach pamiętać.

 

Łukasz Połomski

Rynek w Starym Sączu w czasie okupacji niemieckiej (1940 r.). Źródło: Fotopolska.eu Rynek w Starym Sączu w czasie okupacji niemieckiej (1940 r.). Źródło: Fotopolska.eu