GĘSI PLAC - historia Podzamcza, cz. VI

Dzielnica podzamkowa miała wiele swoich charakterystycznych punktów, ale życie tętniło naprawdę na tzw. gęsim placu, czyli najbardziej zapomnianym rynku jaki istniał w Nowym Sączu.

Plac handlowy znajdował się u zbiegu Kazimierza Wielkiego i Tarnowskiej. Dziś w rośnie tam klomb kwiatów, jednak miejsce to ma odległą i ciekawą historię. Jak tłumaczyli starsi ludzie, chłopi wędrujący do miasta zatrzymywali się tutaj i sprzedawali głównie drób stąd wzięła się nazwa tego miejsca. Być może ważne było też położenie w pobliżu miejskiej rzeźni. Nie było to wcale reprezentacyjne miejsce: pełno błota w deszczowe dni a kurzu w dni suche. Plac nie istniał tylko w wyobraźni sądeczan, ale także w oficjalnej nomenklaturze, choć nazywano go imieniem Adama Mickiewicza.

Tak ten targ wspominał Markus Lustig:Część wieśniaczek siedziała w rzędach na ziemi a towar leżał przed nimi, inni stawiali stragany ze wszelakim dobrem: kury szczegółowo badano pod kątem koszerności, czy tłuste, wystarczająco duże, żeby zmieścić się w garnku bogatej zupy. Sprzedawano owoce, jarzyny, jaja, gęsi, łabędzie, gołębie a nawet pisklęta. Byli sprzedawcy konfekcji, ubrań, tkanin. Z boku placu wydzielono kąt na pchli targ, gdzie kupowano i sprzedawano rzeczy używane. Na targu, jak to na targu, handlarze „załatwiali” wieśniaczki: sprzedawali im kawałek sacharyny z wierzchu, a naprawdę sodę kaustyczną w środku. Między straganami kręciła się banda cwaniaczków ze skrzynką w ręku, na której rozkładali trzy karty, które przekładali z ogromną zręcznością.  Karta z jednym kółkiem wygrywała, a ta z dwoma przegrywała. Nie było szansy na wygraną, zawsze przechytrzono chłopów. Kiedy na targu niespodzianie pojawiał się policjant, to zawsze znalazł się ktoś, kto ostrzegł i krzyknął na głos „szsza”, po czym wszyscy się rozpierzchali z ogromną prędkością. Miało więc to miejsce i swoją przestępczą historię.

Latem, kiedy ludzie szukali rozrywki, na placu instalował się zazwyczaj cyrk. Mieszkańcy dzielnicy żydowskiej tłumnie odwiedzali namioty i obserwowali widowisko.

Wokół placu wznosiło się kilka kamienic, szczególnie wysokich od strony zamku. W ostatniej, na drugim piętrze mieszkał Pan Mangel ze swoją rodziną. Zapewne często widzieli tętniący plac. Mangel pracował jako kelner w restauracji Szpraja na rogu ulic Jagiellońskiej i Kościuszki. Był postępowym Żydem. Jego najstarsza córka Cylla, piękna blondynka, studiowała stomatologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Miała braci Milka i Icka (sportowiec),  trzy siostry: dwie malutkie i Gienię. Właściwie cała rodzina zginęła w czasie wojny a przeżyła tylko Cylla. Jak wspominał Albin Kac, w czasie okupacji niemieckiej trafiła do getta w Warszawie. Po wojnie  zamieszkała we Włoszech, we Florencji, gdzie zresztą została wziętą dentystką.

W 2019 r. trafiły do nas listy Cylli Mangel. Florencja w której zamieszkała, w jakiś sposób przypominała jej Nowy Sącz, położony na wzniesieniu. Choć po wojnie nie chciała wracać do smutnych wspomnień to zostawiła sobie panieńskie nazwisko – Cylla Peirano Mangel. W 1994 r. pisała do swojej przyjaciółki w Sączu o tym, że jest dumna ze swojego pochodzenia. Chciałabym z sercem wrócić znów do Nowego Sącza – pisała.

Przed wojną postawiono przy placu stację paliw Limanowa. Dzierżawił ją przed wojną Wolf Bodner i właściwie była jedną z kilku w całym mieście, o ile nie pierwszą! Zapewne zaopatrywała się w ropę i benzynę sprowadzaną z rafinerii w Sowlinach, stąd jej nazwa. Charakterystyczny budynek przetrwał wybuch zamku i wojnę – stał w tym miejscu do początku lat 60. XX w. służąc za sklepik.

Na koniec kolejna smutna historia z gęsiego placu. W czasie okupacji niemieckiej w getcie gestapowcy dokonali wielu zbrodni. Wpadali nocami i mordowali bez pamięci. Zazwyczaj po tych akcjach układano ciała zabitych w prześcieradłach właśnie na tym placu. Ta ziemia bardzo nasiąkła krwią. Tak było po słynnej masakrze w getcie z 29 kwietnia 1942 r. Wówczas rankiem przyjechał po ciała Cwi Nord, piekarz, który odwiózł zmarłych do masowego grobu przy ul. Rybackiej. Jak wspominali ówcześni, ostatnią drogę z gęsiego placu na kirkut znaczyła krew...

Kto wie, może to wspomnienie sprawiło, że placu wszyscy chcą dziś zapomnieć?

 

Łukasz Połomski

Stacja benzynowa Limanowa, w tle gęsi plac i zamek sądecki. Stacja benzynowa Limanowa, w tle gęsi plac i zamek sądecki.