CUKIERNIK CHAMULEK W ARMII ANDERSA - niezwykłe życie Charlesa Stevensa

Z Londynu dotarła do nas smutna informacja o śmierci Charlesa Stevensa, czyli Chamulka Sieradzkiego. Odszedł jeden z ostatnich, który pamiętał przedwojenne życie na ulicy Lwowskiej.

Ojciec Charlesa był znanym w mieście cukiernikiem. Zakład Kalmana Sieradzkiego kusił wielu klientów spacerujących wzdłuż ulicy Lwowskiej. Pisaliśmy o nim kilka tygodni temu (http://www.sadeckisztetl.com/gorzka-historia-cukiernika-lwowska-6.html). Tam, nad sklepem, 24 stycznia 1922 r. urodził się kolejny syn Sieradzkich. Bardzo szybko zaczęto pieszczotliwie nazywać go „Chamulek”, od imienia Chaim. Na Lwowskiej spędził beztroskie dzieciństwo, a jego dom należał do tych, o których marzyło niejedno dziecko – nie każdy miał ojca cukiernika! Niestety tak jak każde dziecko miał obowiązki – musiał chodzić do jesziwy, ale bardzo lubił uczyć się języków obcych. To miało być ważne w jego życiu.

Beztroską młodość przerwała wojna. Charles spisał wspomnienia z ucieczki ze swojego rodzinnego miasta do Związku Radzieckiego. Jak wspominał, nie wierzył w tragedię, bo przecież Niemcy byli ludźmi kultury, a Kalman Sieradzki prowadził z nimi rozliczne interesy. Wierzyli do końca, ale wojenna rzeczywistość w Nowym Sączu była straszna.

Rosjanie nie przywitali go z otwartymi ramionami. Został aresztowany, a następnie wysłany do ciężkich prac na Syberii. Zdradziły go języki, bo przecież zwykły Żyd z Nowego Sącza nie mógłby mówić tyloma naraz, dlatego został oskarżony o szpiegostwo. W jednym z łagrów, gdzie panował głód i terror, niemal stracił życie. W czasie wojny stracił zarówno rodziców, jak i pięcioro rodzeństwa. Holokaust przeżyło kolejnych pięcioro członków jego braci i sióstr. Będąc w Rosji nie wiedział jeszcze o dramacie, który rozgrywał się w jego rodzinnym domu przy Lwowskiej i na ulicach jego dzieciństwa.

Po traktacie Sikorski – Majski pojawiła się możliwość wstąpienia do polskiej armii, aby walczyć i pomścić krzywdy jakie Niemcy wyrządzali w Polsce. Chamulek Sieradzki nie wahał się ani minuty, udało mu się zakwalifikować do walki. Był wychudzony, ważył ponad 30 kg. Z Armią Andersa przeszedł cały bojowy szlak, stając się jednym z cichych i bohaterskich sądeczan walczących w krwawych bitwach, aż po wzgórze Monte Cassino.

Po wojnie zorientował się, że nie ma już w Polsce rodziny, a jego dawna ojczyzna nie jest tym samym krajem. Wyjechał do Szkocji. Tam został oficjalnie zwolniony z Wojska Polskiego i wstąpił do Królewskiego Korpusu Pancernego. Później kazano mu zgłosić się do Biura Wojny w Londynie. Warto nadmienić, że przemierzając tyle krajów w czasie tułaczki wojennej poznał wiele tradycji, kolejne języki i kultury. Wszystko chłonął, bowiem od dziecka był bardzo zdolny. Ze względu na jego talenty językowe został wysłany do Korpusu Wywiadu, gdzie odpowiadał za przeprowadzanie wywiadów i usługi tłumaczeniowe. Królewski wywiad doradził mu, że jego polsko brzmiące nazwisko może budzić podejrzenia i doradzono zmianę. Akurat czytał książkę o postaci zwanej Charles Stevens, więc przyjął to imię.

Po skończonej służbie Charles został wziętym londyńskim krawcem. Założył salon wystawowy w West End. Poślubił Ritę i jak wspominają dzieci „był kochającym ojcem” . Po ślubie początkowo mieszkali w Londynie, po urodzeniu pierwszej córki Carole, przenieśli się do Ilford w Essex. Tam mieli jeszcze dwoje dzieci, Gillian i Erice - bliźniaki. Niestety, Carole zmarła na raka w wieku 49 lat, a Charles z tą śmiercią nigdy nie mógł się pogodzić.

Bardzo cierpiał z powodu różnych chorób wynikających  z powodu złego traktowania w różnych obozach. Po śmierci Carole sfinansował dwóm lekarzom badania nad nowotworami w Cancer Research w Izraelu. Dzięki przeznaczonym wówczas środkom badania kontynuowane są do dziś.  Sam otrzymał Honorowe Stypendium Uniwersytetu w Jerozolimie. Na emeryturze napisał swoją autobiografię „Podróż do męskości”. Podsumowując niejako swoje życie pisał, że pomimo strasznych czasów, wielu niedostatków „życie było zbyt krótkie na nienawiść, zgorzknienie i zemstę”.

Pod koniec życia fascynował się religią, filozofia i duchowością. Jak napisała jego córka „uznawany za uzdrowiciela duchowego, pomagał wielu ludziom w wielu kryzysach zdrowotnych”. Co ważne, nigdy nie pobierał opłat za swoją pracę, ale poprosił o darowizny na rzecz wybranej przez siebie organizacji charytatywnej Norwood, która wspiera dzieci i rodziny z trudnościami w uczeniu się.

Jak wspominały dzieci Charles miał cudowne poczucie humoru i powiedział kiedyś, że to właśnie utrzymywało go przy zdrowych zmysłach, gdy w obozach  widział rzeczy niewiarygodnie złe.

Odszedł 7 sierpnia 2018 r. w wieku 96 lat. Właściwie koniec jego wspomnienia mógłby zaczynać się tak, jak rozpoczął swoją autobiografię w czasach Zagłady:  We śnie śniłem, że wróciłem do domu w Nowym Sączu z tymi wszystkimi, których ja znałem i kochałem - moi rodzice, bracia i siostry, przyjaciele i ludzie, którzy pracowali w naszej fabryce...

 

Łukasz Połomski

 

 

Charles Stevens - Charles Chaim Sieradzki (1922-2018). Fot. ze zbiorów rodzinnych. Charles Stevens - Charles Chaim Sieradzki (1922-2018). Fot. ze zbiorów rodzinnych.