CHARLES MERRILL IN MEMORIAM

Nikt nie żyje sam: rozmawia z tymi, co przeminęli, ich życie w niego się wciela,

 wstępuje po stopniach i zwiedza idąc ich śladem zakątki domu historii.

Z ich nadziei i przegranej, ze znaków, jakie po nich zostały,

choćby to była jedna litera wykuta w kamieniu, rodzi się spokój i powściągliwość w wypowiadaniu sądu o sobie.

Dane jest wielkie szczęście tym, co umieją je zdobyć.

Cz. Miłosz, „Dolina Issy”

 

29 listopada 2017 r. odszedł od nas Charles Merrill, wspaniały człowiek, filantrop, pasjonat polskiej kultury i historii. Jesteśmy mu wdzięczni za wszystko, co zrobił dla nauczania o tolerancji w naszym mieście, Polsce i na świecie. Pozostawił nam swoje życie, piękne i spełnione, które jest najlepszą lekcją dla przyszłych pokoleń.

Charles Merrill urodził się w 1920 r. w Stanach Zjednoczonych. Wychowywał się w rodzinie milionera, założyciela banków i inicjatora wielu przedsięwzięć. Młodego człowieka nie pociągały jednak pieniądze, ale podróże i literatura. Po lekturze trylogii Sienkiewicza, na kilka tygodni przed wybuchem wojny w 1939 r. odwiedził Polskę. Jakby ktoś się mnie spytał, dlaczego zainteresowałem się Polską, to jedną z odpowiedzi byłoby, żeby jak najdalej uciec od świata mojego ojca. (...) ja się w tym świecie nie czułem dobrze. Miałem wielu znajomych spoza tej śmietanki towarzyskiej i oni bardziej mnie pociągali – mówił w jednym z wywiadów.

W czasie wojny służył w Północnej Afryce, brał udział w desancie we Włoszech. Jak przyznawał, do nikogo nie strzelał, za to sam został ranny. Kiedy kończyła się wojna zaprzyjaźnił się w Niemczechz Bernatem Rosnerem, węgierskim Żydem-sierotą, który przeżył Auschwitz. Po wojnie Pan Merrill objął opieką chłopca, ufundował mu stypendium. Młody filantrop marzył, aby kształcić młodzież w duchu tolerancji, pomocy bliźniemu w potrzebie. Temu służyły szkoły, które zakładał (m.in. w Bostonie i St. Louis). Czynił rzeczy niezwykłe na ówczesne czasy: fundował stypendia czarnoskórym i obcokrajowcom. Wielokrotnie odwiedzał Polskę, która stała się dla niego drugim domem. Wówczas napisał książkę „Podróż - albo rzeź niewiniątek”, którą tłumaczył sam Stanisław Barańczak.

Polskę chłonął całym sobą: Był tak ciekaw wszystkiego, co mogłem mu opowiedzieć o Polsce, że - jak przyznałem mu się później - sądziłem, że mam do czynienia z wywiadowcą CIA. Ta znajomość, mimo pewnej mojej początkowej nieufności, miała zaowocować. Paryska „Kultura” parę razy otrzymywała od niego sporą finansową pomoc – pisał Czesław Miłosz o Charlesie Merrillu. Wspominał także: Ten filantrop z powołania zdawał się czerpać przyjemność z wyglądania i zachowywania się jak biedak. Obydwaj Panowie żyli ze sobą zresztą w przyjaźni.Woźni nie dopuszczali go nieraz przed oblicze osób kierujących instytucjami, którym pomagał, a lekcję o pazernej Polsce po upadku komunizmu otrzymał w świeżo odnowionym Hotelu Francuskim w Krakowie. Starszy kelner złapał go za kark i wyprowadził - nie dla takich chudzin te nasze wspaniałości. Sam o tym opowiadał z humorem – dodawał Noblista.

Filantrop zaczął wspierać młodzież z naszego regionu Europy. Wówczas był to inny, biedny świat. Wspomagał Zespół Szkół Społecznych SPLOT w Nowym Sączu. Sam żył bardzo skromnie w zwykłym mieszkaniu w bloku. Miał wizję pewnego modelu wychowania. Zależało mu, by kształcić i wychowywać ludzi otwartych na świat, jego różnorodność; ludzi szanujących drugiego człowieka bez względu na jego pochodzenie, wyznanie etc; ludzi zauważających tych, którzy potrzebują pomocy i udzielających jej. Podkreślał, że obojętność na niesprawiedliwość i krzywdę jest niedopuszczalna. Co najważniejsze, swoim życiem i działalnością dawał nam przykład. To właśnie w nas pozostanie i pozwoli być lepszymi ludźmi – wspominano Pana Merrilla w szkole.

Charles Merrill był aktywny społecznie. Był na każdej naszej niemal naszej sądeckiej manifestacji, starszy pan na wózku. Tak go poznałam i tak go zapamiętałam – wspomina  Monika Sznajderman, która prowadzi Wydawnictwo Czarne– Z własnej inicjatywy pomógł naszemu wydawnictwu finansowo, poproszony bez wahania wsparł też festiwal im. Zygmunta Haupta w Gorlicach, pozbawiony wsparcia Ministra Kultury. Teraz, po śmierci, okazuje się, jak wielu fundacjom i instytucjom pomagał, jaki był szczodry w pomaganiu w słusznej sprawie – szczególnie w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy tak wiele z nich straciło wsparcie państwa. W kraju, gdzie większość bogatych ludzi z ostentacją obnosi swoje bogactwo, Charles E. Merrill był absolutnym wyjątkiem. Nowy Sącz powinien być mu wdzięczny za wszystko, co zrobił dla miasta, za to że w nim mieszkał i żył, powinien go jakoś uhonorować – wierzę, że doczekamy tego momentu. Z całą pewnością wielu mieszkańców naszego miasta jest wdzięcznych Charlesowi Merrillowi. Takie uczucia dzielimy my, Fundacja Nomina Rosae i Sądecki Sztetl.

Pewnego słonecznego dnia Pan Charles Merrill odwiedził Dom Historii razem z żoną, panią Julie Boudreaux, i panią Alicją Derkowską – opowiada prezes Fundacji Nomia Rosae Maria Molenda - Bardzo chcieliśmy pokazać mu to miejsce, ponieważ to dzięki jego pomocy i wsparciu udało się nam stworzyć kilka wystaw związanych z historią Nowego Sącza i regionu. Pan Merrill był wówczas w dobrym nastroju, uśmiechał się, oglądał wszystko z zainteresowaniem i znakomicie prezentował się w czapce rogatywce, którą dla niego uszyliśmy wiedząc, jak ważna jest dla niego polska historia i kultura. Będzie nam go bardzo brakować, był cudownym, dobrym, pełnym ciepła i poczucia humoru człowiekiem. Taki był Charles Merrill. Dla nas wzór do naśladowania.

W średniowieczu mówiło się, że idealny władca powinien posiadać kilka cech, w tym szczodrość i dobroć. Tymi przymiotami określano królewski charakter. Pan Merrill uosabiał te niespotykane dziś cechy będąc prawdziwym „arystokratą dobroci”. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni za Jego życie, które jest lekcją dla nas i kolejnych pokoleń.

Łukasz Połomski 

Charles Merrill, źródło: Charles Merrill, źródło: