161108 - ZABRALI MI ŻYCIE, DALI NUMER - wspomnienia Mońka Goldfingera z Auschwitz

Moniek Goldfinger cudem ocalał z Holokaustu. Doskonale pamiętał te straszne czasy, swoją rodzinę, którą stracił, ale także oprawców. U nich zastrzelić człowieka to było jak dla Was zamknąć oko – mówił do nas w 2016 r.

Moniek urodził się w Wierchomli w 1925 r.  Na początku okupacji trafił do starosądeckiego getta, a w marcu 1941 r. został przeniesiony do obozu pracy w Rożnowie. Pan Bóg zawsze był dla mnie bardzo dobry – powtarzał opisując swoje dalsze losy. W sierpniu 1942 r. przeżył likwidację getta w Nowym Sączu. Następie trafił do obozu w Lipiu, a potem Niemcy zabrali go do getta w Tarnowie. Kolejnym przystankiem w jego drodze do ocalenia były Szebnie, a następnie Auschwitz.

Dwa dni byliśmy na pociągu – opowiadał o swojej podróży z Szebni do Auschwitz w bydlęcym wagonie - Przyjechaliśmy tam i w ten czas było tam 1600 mężczyzn z nami i 600 dziewczyn. Do pracy. Moniek podnosił rękaw, pokazywał numer obozowy. Opowiadał jak to się stało, że zabrano mu nazwisko i zrobiono z niego ciąg liczb.

To było w 1943 r. Przyjechaliśmy do Birkenau, a tam dr Mengele. Było miejsce selekcji. Dr Mengele potrzebował wtedy 200 osób. Stanął przy mnie i pyta po niemiecku: „jaki zawód ty masz?” Ja powiedziałem – moja matka mi to powtarzała – „ja jestem stolarz”. Lewo, prawo. 1400 poszło do krematorium, z 600 dziewczyn przeżyła tylko jedna. Dostałem ten numer – opowiadał Moniek. Zabrali mi życie, dali mi numer - powiedział w Starym Sączu w 2016 r. Moniek opowiadał, co działo się dalej:

Na drugi dzień widziałem muzułmanów, mieli do życia jeden dzień najwyżej. Pełno mężczyzn. Zimno, nie dostaliśmy jedzenia dwa dni, ale ja w tamtym łagrze [w Szebniach – red] - dobrze się odżywiałem. Ten który był kapo powiedział – pamiętam było bardzo zimno – „Widzisz ten dym? To jest z twojego transportu”. Powiedziałem sobie: „ja jestem mocny, ja przeżyję”.

Parę tygodni byłem w Birkenau – ten blok jeszcze stoi. Potem wysłali mnie do kopalni. Tam się żyło od 15 do jednego miesiąca czasu. Robotnicy dostali na nogi ochraniacze, jak górnicy. A my nic. Po tygodniu zeszła skóra, jedzenia nie było. Ale im nie zależało – zawsze mieli dużo ludzi. Jak umarł człowiek to dostawali kolejnego. Z Birkenau Moniek trafił do jednego z podobozów Auschwitz.

Ja byłem szczęściarzem bo dostałem robotę u jednego młodego chłopca. Miał 22 lata. Wagony szły do góry, pociąg wiózł węgle, a my czyściliśmy wagoniki i tor. Jemu dziękuję, że żyję. Wagony przychodziły raz z jednej raz drugiej strony. Robotnicy mogli przynosić jedną kanapkę do jedzenia, a on mi dawał swoje. Ja tam przeżyłem 15 miesięcy. Był jeden, który był złym człowiekiem. Każdego dnia 5 – 7 osób umierało z naszej grupy. Ten zły człowiek powiedział mi: „Ty żyjesz długo i dobrze wyglądasz!” Dał mi łopatę, która była złamana. Ja mu powiedziałem: „ta łopata jest złamana”. A on: „Nie podoba Ci się?” Wziął łopatę i uderzył mnie w głowę. Próbowałem pracować, ale łopata się złamała. Wziął mój numer i spisał. Ja prosiłem Boga i Matkę abym dostał 25 [razów – red.]. Ja już raz dostałem, ale to nie było już ważne. Mogłem iść sikać dwa razy, ja poszedłem trzy razy i wtedy miałem karę.To teraz nie było ważne. Jak skończyłem robotę to on powiedział o jakich 6-7 co umarli. Wzięli ich na wózek, liczył ludzi, jakieś 120 zostało. Mówi: „numer 161108 – to jest mój numer -  wyjść!”. Jakbyś nie wyszedł, to tak by cie męczyli, że… Ja wyszedłem. On powiedział po niemiecku: „ty zrobiłeś sabotaż! Odejdź dalej!”. Wziął rewolwer i tak jakby miał strzelić w głowę. Ja nie wiem co się stało, ja upadłem, głowa była normalna. Leżałem, nie ruszałem się. Leżałem, on jak odszedł. Trochę szło ciepło i wiedziałem, że jest na głowie krew, ale głowa w porządku. Przyszli po mnie, żeby wrzucić mnie na wóz, na trupy. A ja wówczas wstałem. „To ty żyjesz?!” -  Pytali ci więźniowie. A ja: „cicici”…. Żeby nie usłyszał. Nie poszedłem tam robić na drugi dzień, wyprosiłem to. On by mnie poznał, ten co strzelał.

Zrobiło się jednak zakażenie w ręce. Nie mogłem trzymać ręki do góry. Tam był niewielki szpital. Dr Mengele tam pracował. Tam był polski lekarz, więzień polityczny w lagrze, z nim pracował. Ja tam przyszedłem. Tam człowiek siedział i krzyczał do niego ten lekarz: zdychaj! Myślę, jak wychodzę: „tak samo będzie ze mną”. Pyta ten lekarz co ze mną. Ja mówię, że upadłem i że mam zakażenie w ręce. A on mi mówi, że jestem ładny chłopak: „ja będę cię szanował” – powiedział lekarz. Podziękowałem. Dr Mengele przyszedł i pyta co się stało. Lekarz wytłumaczył, że mam ważną robotę i trzeba mnie leczyć. Dr Mengele powiedział: „bardzo dobrze!”. Na drugi raz doktor mnie wziął, położył na stole i powiedział tak: „słuchaj ja cię położył żebyś spał, bo bardzo będzie bolało. A ja cię potem obudzę”. Podziękowałem. To była operacja. Tam leżałem, obudził mnie. „Dziękuję serdecznie powiedziałem” – nigdy nie zapomnę. Dr Mengele przyszedł i mówi mu: „zrobiłeś piękną robotę”. Każdego dnia dr Mengele do mnie przyszedł i pytał jak się czuję. Jestem ważny człowiek. Za 5-6 dni ten lekarz powiedział mi „idź z powrotem”.  Pracowałem, ale moja robota była lekka.

Tragicznie Moniek wspomina likwidację obozu i marsz śmierci. Potem stamtąd jak ruski przychodził to 50 km szliśmy do Gliwic na nogach. Ten chłopiec [22 letni robotnik z kopalni, który mu pomagał] siedział przy drodze i mogłem uciec. Ja go słyszałem przy drodze, że wołał. To było w nocy. Ale przy mnie szedł żołnierz SS i ten pies co z nim szedł by mnie rozszarpał. Potem trafiłem do Buchenwaldu.

Moniek został wyzwolony w Buchenwaldzie. Po wojnie wyjechał do USA. Ocalał sam z rodziny, jako jeden z kilku starosądeckich Żydów. Zmarł 2 sierpnia 2018 r. w New Jersey.

 

oprac. ŁP

 

 

Moniek Goldfinger w Auschwitz opowiada o swoich przeżyciach w obozie. Fot. arch. rodzinne. Moniek Goldfinger w Auschwitz opowiada o swoich przeżyciach w obozie. Fot. arch. rodzinne.
Wytatuowany numer Mońka Goldfingera. Zachował go do końca życia. Wytatuowany numer Mońka Goldfingera. Zachował go do końca życia.